WYWIAD Z GEDANISTKĄ – MONIKĄ KOSIKOWSKĄ

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Dziewiąta rozmowa odbyła się z p. Moniką. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Monika Kosikowska, jestem instruktorką harcerską, działam i pracuję w Chorągwi Gdańskiej ZHP. Obecnie studiuję gedanistykę.

FG: Od ilu lat jesteś w harcerstwie?

MK: Policzmy… chyba dwudziestu pięciu. Jak nie więcej!

FG: Czy bycie w harcerstwie tutaj, w Gdańsku, to już taki trochę wstęp do gedanistyki? Dużo pracy w terenie, dużo lokalnej działalności społecznej…

MK: Chyba każdy młody człowiek, który trafia do któregoś z hufców działających chociażby w Chorągwi Gdańskiej ZHP, przez udział w biwakach, rajdach czy obozach poznaje swój mały region. Bo zawsze znajdzie się jakiś element związany z historią albo miejsca, albo ludzi, którzy w nim żyli. I jak najbardziej jest to zaszczepianie takiej pasji do zgłębiania wiedzy na temat miejsc, które się odwiedza. Żeby w przyszłości nie jechać gdzieś dla samych restauracji czy sklepów, tylko żeby wiedzieć dokąd się jedzie, przygotować się do tego i wiedzieć co można spotkać na miejscu.

FG: Ty chociażby od lat bierzesz udział w corocznych uroczystościach na Westerplatte, które jest przecież niezwykle ważnym wycinkiem historii Gdańska.

MK: Pamiętam, że po raz pierwszy brałam udział w Zlocie Westerplatte organizowanym przez Hufiec Gdańsk Portowa w 1998 roku. Z kolei później corocznie jeździłam z dziećmi z mojej drużyny harcerskiej, którą prowadziłam przez kilka lat, żeby to one poznawały historię okresu wybuchu II wojny światowej. Później wielokrotnie współtworzyłam program tego wydarzenia, raz pełniłam funkcję komendantki zlotu.

FG: Domyślam się zatem, że do twoich pasji należą i historia, i aktywizm społeczny. Ale wykształcona jesteś w nieco innym kierunku.

MK: Faktycznie, trochę w innym. Najpierw zdobyłam licencjat z cywilizacji śródziemnomorskiej, następnie tytuł magistra krajoznawstwa i turystyki historycznej.

FG: A krajoznawstwo w wersji mikro to, powiedzmy, „gdańskoznawstwo”, czyli de facto gedanistyka…

MK: Dokładnie. O tych studiach myślałam tak naprawdę już od kilku lat. Ale z racji wielu różnych zobowiązań musiałam troszeczkę poczekać. I w tym roku nadarzył się ten moment, żeby wreszcie rozpocząć studia na gedanistyce.

FG: No i? Poszerzasz swoją wiedzę? Czujesz, że pęcznieje w twojej głowie wraz z każdymi zajęciami?

MK: Zdecydowanie tak. Jest wiele rzeczy, które tak naprawdę przypominam sobie z mojego dotychczasowego poznawania miasta. Do tej pory jednak skupiałam się wokół Westerplatte i 1939 roku, a teraz mam przekrój przez wieki po kolei. Duża zasługa w tym wykładowców, którzy potrafią opowiadać o tym z pasją tak, że chce się tego słuchać. Pomimo tego, że dzieje się to póki co głównie w formie zdalnej.

FG: A który okres historii Gdańska najbardziej cię interesuje?

MK: Bardziej dawny Gdańsk. Kultura i życie w mieście. Już nawet nie tyle same zabytki, tylko to jak się żyło, jak to kiedyś funkcjonowało. I tak sobie teraz myślę, że przecież jeszcze w czasie matur, gdy miałam prezentację na egzaminie z języka polskiego, to moim tematem były „Zabytkowe nazwy ulic Gdańska”. Czyli już wtedy coś było na rzeczy.

FG: Gdańsk przed wiekami to oczywiście tętniące życiem Główne Miasto. Ale to przecież także wyspy. My rozmawiamy akurat na Wyspie Portowej, bo mieszkasz na Stogach. Natomiast miałaś też spory epizod swojego życia poświęcony Wyspie Sobieszewskiej.

MK: Tak, miałam możliwość obserwować „Program społeczny rozwoju Wyspy Sobieszewskiej”, mający na celu zaangażowanie i wspieranie mieszkańców w proces pozytywnych zmian na wyspie, a który miał związek z planami organizacji w tym miejscu zlotu skautów z całego świata. Ten zlot poprzedzały kilkuletnie przygotowania. Mieszkańcy mogli dostrzec w trakcie programu, że przygotowania do zlotu i jego organizacja mogą przynieść wymierne korzyści dla wyspy, oraz że skauci na pewno będą chcieli zostawić po sobie coś dobrego.

FG: Taki przybysz z zewnątrz często myśli, że Wyspa Sobieszewska to właściwie nie jest Gdańsk. A czy ty w tym wyjątkowym miejscu czujesz klimat miasta?

MK: To prawda, że nie ma tam typowych gdańskich kamieniczek. Ale jest wiele elementów nawiązujących do historii. Choćby dawne uzbrojenie z okresu wojny czy pozostałości Forsterówki w Orlu. Natomiast z wyspą jest tak, że coraz więcej osób spoza Gdańska odkrywa jej uroki jako miejsca będącego trochę dalej od gwaru centralnych części miasta. Idealnego na spacery, wycieczki rowerowe czy typowy nadmorski wypoczynek.

FG: Do czego ci się przyda gedanistyka? W sensie zawodowym. Twoje miejsce codziennej pracy to Chorągiew Gdańska ZHP.

MK: Oczywiście, że się przyda! Chociażby w momencie, gdy planujemy różne przedsięwzięcia dla dzieci i młodzieży z Gdańska i całego województwa. Zwłaszcza kiedy chcemy im zaproponować różne aktywności, to wiedza zdobyta na gedanistyce pozwala znaleźć takie elementy, które może na co dzień są niezauważalne i niewykorzystywane, ale dzięki wpleceniu ich w scenariusz chociażby gry terenowej czy fabuły przygotowywanego wydarzenia, wyjazdu, pozwala to lepiej zrozumieć dane zagadnienie. I odkryć miasto ze strony wcześniej nie znanej.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – RAISĄ KORYCKĄ

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Ośma rozmowa odbyła się z p. Raisą. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Raisa Korycka, jestem przewodniczką i tłumaczką. Aktualnie studiuję gedanistykę na Uniwersytecie Gdańskim.

FG: Większość naszych gedanistów jest związana z Gdańskiem przez całe swoje życie. Pani natomiast wprowadziła się tu cztery lata temu. Jak się pani czuje w towarzystwie „starych”, rodowitych gdańszczan?

RK: Bardzo komfortowo. Mam tu sporo przyjaciół i znajomych. Historię Gdańska znam już naprawdę dobrze. Zresztą przecież po drugiej wojnie światowej do Gdańska, można tak powiedzieć, prawie wszyscy przyjechali. Jak ktoś mi mówi, że „jest rodowitym gdańszczaninem”, to patrzę na to z przymrużeniem oka.

FG: Bo pani właściwie od początku swojego życia w Gdańsku wzięła się za zgłębianie wiedzy o tym mieście.

RK: I to przez przypadek, chociaż mówi się, że w naszym życiu nie ma przypadków. Swoją przygodę z przewodnictwem zaczęłam od kursu przewodnika po budynku i wystawie stałej Europejskiego Centrum Solidarności. Potem poczułam smak tego zawodu i potrzebę poszerzenia swojej wiedzy. Wtedy ukończyłam roczny kurs PTTK i po otrzymaniu certyfikatu przewodniczki po Trójmieście stwierdziłam: im dalej, tym chcę więcej. Więc ukończyłam roczny kurs przewodnika po zamku w Malborku. Zdobyłam też uprawnienia do oprowadzania po Muzeum Emigracji w Gdyni.

FG: A jak to się stało, że trafiła pani akurat do Gdańska?

RK: Sprawa jest prosta. Przez 30 lat mieszkałam w Kaliningradzie, a mieszkańcy tego miasta bardzo często jeżdżą do Polski, zwłaszcza do Gdańska. Też często jeździłam, aby odetchnąć innym powietrzem. To pierwsza część odpowiedzi. Druga jest jeszcze prostsza: po prostu uwielbiam morze.

FG: Kaliningrad i Gdańsk to miasta, które od wieków dużo łączy, choć dziś sporo je też dzieli. Zresztą Polacy jeżdżą tam obecnie bardzo rzadko. Czy pani widzi podobieństwa między Gdańskiem a Kaliningradem?

RK: Historycznie dawny Królewiec, a obecnie Kaliningrad, był z Gdańskiem związany jednym terenem pod władztwem krzyżackim. Potem były to tereny Prusów. I dopiero II wojna światowa przyniosła korekty, które mamy do dzisiaj. Ale więzi międzyludzkie wciąż pozostają takie same – dobre, przyjazne. Tak było, tak jest i mam nadzieję, że tak będzie.

FG: A gdyby wizualnie zestawić Kaliningrad i Gdańsk?

RK: Bardzo mi się podoba podejście Polski do zabytków i pomników kultury. Widzę jak państwo polskie troszczy się o swoją historię. Niezależnie w jakim języku była ona przed te długie lata pisana. Z kolei na terenie obwodu kaliningradzkiego podejście jest nieco inne. Przez kilka dekad niemiecka historia tych terenów była zaniedbana. Do takiego poziomu, że teraz już nie jest ani do odnowienia, ani do odrodzenia. Mówię tu na przykład o kirchach, czyli luterańskich kościołach. Ze średniowiecznego Królewca pozostało bardzo mało.

FG: Teraz, kiedy jest pani wykwalifikowaną przewodniczką, będzie pani na pewno oprowadzać po Gdańsku gości właśnie z Kaliningradu…

RK: Tak. Zanim przeprowadziłam się do Gdańska bywałam w tym mieście naprawdę często. Chodziłam po Długiej, Długim Targu, nad Motławą, patrzyłam na te budynki, na te pierzeje, myślałam sobie jakie to jest piękne… i tyle. Kropka. A teraz, jak zdobyłam tę wiedzę o Gdańsku, to mam taki wniosek: bez przewodnika ściany milczą. I kiedy oprowadzałam moje wycieczki widziałam, jak w trakcie naszych spacerów zmienia się stosunek turystów do historii Gdańska, zwłaszcza turystów z Rosji lub Ukrainy. Cieszę się więc, że jako taka jedna malutka osoba mogę coś zmienić na lepsze.

FG: Miała pani za sobą już tyle kursów, to był bardzo intensywny czas. A jednak zdecydowała się pani jeszcze oprócz tego na gedanistykę.

RK: Poszłam na gedanistykę, bo uważam, że to jest po prostu fantastyczny temat. I te studia są dla mnie kursem bardzo poszerzającym moją wiedzę zdobytą wcześniej. Taka wisienka na torcie. Bardzo mi się podobają te zajęcia, każde kolejne dają mi coś nowego, pokazują historię Gdańska z innej perspektywy.

FG: Ciekawostki, jakie słyszy pani na wykładach, potem powtórzy pani oprowadzanym przez siebie gościom?

RK: Tak, choć mnie bardziej interesują fakty historyczne. Bo z ciekawostkami można poradzić sobie też za pomocą Googla. A ja preferuję dawać ludziom taką prawdziwą wiedzę. Chociaż przewodnictwo to oczywiście nie wykład, to znaczy tę wiedzę trzeba poukładać w taki sposób, żeby można było tego przyjemnie słuchać. Bo przecież turyści przyjeżdżają przede wszystkim odpocząć.

FG: Pani ulubiona część Gdańska?

RK: Dobre pytanie. Każda dzielnica Gdańska jest autentyczna i ma swoją twarz. Uwielbiam tą, w której mieszkam, bo mam na piechotę do morza. Bardzo mi się podoba Oliwa, bo jest zielona i ma długą, ciekawą historię. Wrzeszcz jest oczywiście atrakcyjny. Ale też ciekawymi terenami w sensie historycznym są Stogi, Przeróbka czy Nowy Port.

GRANTY GDAŃSK DZIELI SIĘ DOBREM

Działasz w organizacji społecznej, ruchu obywatelskim, instytucji samorządowej? Zgłoś swój pomysł i otrzymaj do 5000 zł na działania społeczne

W styczniu 2021 roku rozpoczęła się zbiórka na Fundusz GDAŃSK DZIELI SIĘ DOBREM wspierający działania organizacji społecznych, ruchów obywatelskich, instytucji samorządowych z całej Polski. Środki zebrane w ramach zbiórki w całości zostaną przekazane w formie grantów do 5 000 zł każdy. Pomysły można zgłaszać do 10 maja 2021 r. Promowane będą działania o charakterze publicznym, w tym inicjatywy tworzone z myślą o grupach narażonych na dyskryminację i wykluczenie.

GDAŃSK DZIELI SIĘ DOBREM to akcja wsparcia prowadzona zgodnie z ideami zamordowanego prezydenta Pawła Adamowicza, zainicjonowana w drugą rocznicę jego śmierci. Ideą projektu jest budowa wielu inicjatyw w całej Polsce, będących inspiracją do nawet najmniejszych zmian społecznych, jakże potrzebnych w małych wspólnotach i wielkich ośrodkach miejskich.

Jak zgłosić pomysł?

By wziąć udział w konkursie grantowym należy wypełnić wniosek na stronie: www.gdanskdzielisiedobrem.pl do 10 maja 2021 r. O grant mogą starać się organizacje pozarządowe, ruchy obywatelskie, instytucje samorządowe z całej Polski. Granty będą oceniane na podstawie następujących kryteriów: kreatywność i realność pomysłu, opis grupy odbiorców, sposób promocji projektu, dotarcie do grupy odbiorców zagrożonej wykluczeniem oraz dodatkowe punkty można będzie uzyskać za działania wpisujące się w walkę z mową nienawiści. W pierwszej edycji zostanie przyznanych 20 grantów, do 5000 zł każdy. Szczegółowe wytyczne dotyczące przyznawania grantów znajdują się w regulaminie Funduszu dostępnym na stronie www.gdanskdzielisiedobrem.pl/formularz/

 

WYWIAD Z GEDANISTĄ – SŁAWOMIREM SZCZYGIELSKIM

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Siódma rozmowa odbyła się z p. Sławomirem. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Sławomir Szczygielski, na co dzień jestem menadżerem w sektorze bankowym i przewodniczącym Rady Dzielnicy Stogi. Aktualnie studiuję gedanistykę.

FG: To są ponoć już pana czwarte studia w życiu…

SS: Tak, skończyłem historię na Uniwersytecie Gdańskim, potem byłem na studiach HR-owych na Politechnice Gdańskiej, jestem też absolwentem studiów MBA na Rotterdam School of Management, Erasmus University – GFKM, UG. I teraz faktycznie wziąłem się za studia podyplomowe, czyli gedanistykę.

FG: Czyli nie miał pan dość edukacji. A wręcz przeciwnie – chciał pan jej jeszcze więcej.

SS: Tak i myślę, że na tym kierunku nie skończę.

FG: To jak się panu studiuje?

SS: Na pewno jest to dla mnie nowa forma, również z uwagi na to, że pandemia wymusiła inny tryb nauki. Co ma swoje plusy i minusy. Pewnym plusem jest to, że nie musimy dojeżdżać na zajęcia, odpalamy komputer i już jesteśmy na wykładzie. Jednak minusem jest choćby mniej zajęć plenerowych czy to, że nie poznałem jeszcze osobiście wielu koleżanek i kolegów ze studiów. Jestem osobą bardzo towarzyską i niesamowite jest to, że biografie osób, które ze mną studiują, poznaję właśnie głównie poprzez wywiady na stronie Fundacji Gdańskiej. Bardzo liczę, że jeszcze się to zmieni i zdążymy w naszym gronie pasjonatów historii Gdańska spotkać się przy kuflu bursztynowego trunku.

FG: Od razu słychać, że rozmawiam z menadżerem. No właśnie – w pańskiej pracy gedanistyka chyba się na co dzień nie przydaje. Ale miał pan i tak wiele motywacji, by zacząć ją studiować…

SS: Tak, można powiedzieć, że zawodowo mojej wiedzy historycznej nie wykorzystuję, a jest ona po prostu moją pasją. Od urodzenia jestem związany z Wyspą Portową, pochodzę z dzielnicy Stogi, tutaj kończyłem szkołę podstawową, a na pobliskim Krakowcu kończyłem XVI LO, którego zresztą już dziś nie ma. I od najmłodszych lat ta historia gdzieś tam przemawiała do mnie – przecież na wyspie jest Westerplatte czy Twierdza Wisłoujście, na Przeróbce był obóz jeniecki podczas I wojny światowej, tutaj miało też miejsce w XIX wieku przerwanie mierzei i powstanie Wisły Śmiałej.

FG: Mówi pan o rzeczach, których szczegóły znał pan jeszcze przed rozpoczęciem studiów na gedanistyce?

SS: Tak, historię mojej dzielnicy znałem wcześniej, natomiast na studiach dowiedziałem się bardzo wielu rzeczy na temat innych części Gdańska. Te studia pozwoliły mi uszeregować własną wiedzę, ale też zdobyć nową, specjalistyczną. Na przykład jednymi z ciekawszych wykładów były te związane z początkami Gdańska dr Marcina Grulkowskiego – jestem w końcu mediewistą. Ale byłem też pozytywnie zaskoczony archeobotaniką. Pani profesor Monika Badura przedstawiała nam badania prowadzone przez nią w wykopaliskach archeologicznych stricte związanych z botaniką: nasionami, roślinnością. Co też przekładało się na potwierdzenie czy obalenie pewnych hipotez potwierdzających rozwój Gdańska na tej przestrzeni. Także to jest świetny kierunek zarówno dla specjalistów, jak i dla tych którzy historią zawodowo wcześniej się nie zajmowali.

FG: Na Wyspie Portowej działa pan aktywnie w radzie dzielnicy…

SS: Tak, od 2015 roku jestem przewodniczącym Rady Dzielnicy Stogi. Dlaczego tam trafiłem? No cóż, wiem sporo o historii tej dzielnicy, wiem jak wyglądała dawniej i widzę, że niestety lata świetności ma już za sobą i w ostatnim czasie bywa trochę pomijana, a ma ona wielki potencjał. Więc staram się być takim ambasadorem Stogów i Wyspy Portowej. Prywatnie zresztą jestem też kolekcjonerem – zbieram pocztówki ukazujące historię Stogów, mam ich około trzystu i prowadzę wykłady, prezentując je mieszkańcom Gdańska i opowiadając związane z nimi historie. Na przykład bardzo cennym spotkaniem była dla mnie prezentacja tych pocztówek w Domu Opieki Społecznej „Ostoja”. Miałem tam do czynienia z mieszkańcami, którzy wprowadzili się na wyspę tuż po wojnie, a kilkoro z nich mieszkało nawet na Stogach w okresie międzywojennym. I byli oni w stanie rozszyfrować mi niektóre rzeczy na tych pocztówkach. Coś, co ja znałem do tej pory z map, zdjęć czy publikacji, oni przechowywali w swoich głowach jako żywe wspomnienia.

FG: Powinien pan zatem wykładać na gedanistyce wiedzę o Stogach!

SS: Chętnie, zapraszam prowadzących do kontaktu, choć nie wiem czy moja wiedza jest wystarczająca. Ale z ogromną przyjemnością podzielę się moimi badaniami, które od lat prowadzę na temat Stogów i Wyspy Portowej.

FG: Proszę zatem wskazać jedno miejsce z czasów świetności Stogów uchwycone na pocztówce, którego teraz nie ma, a które bardzo chciałby widzieć pan tutaj z powrotem.

SS: To na pewno cały kompleks kuracyjny, który znajdował się nad Pustym Stawem. Stogi przecież były kiedyś dzielnicą turystyczną. Tu niegdyś tętniło latem życie w licznych restauracjach, pensjonatach i salach tanecznych. Mamy przecież dostęp do morza i rzeki, mamy piękny las nadmorski i jezioro. Kiedyś w sezonie do 40 tysięcy turystów przybywało wypoczywać na naszą wyspę! Byłoby świetnie, gdyby te czasy wróciły!

WYWIAD Z GEDANISTĄ – ANDRZEJEM CYLWIK

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Szósta rozmowa odbyła się z p. Andrzejem. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Andrzej Cylwik, jestem starszym specjalistą w Centrum Edukacji Nauczycieli w Gdańsku, przewodnikiem Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego (PTTK) i pilotem wycieczek. Studiuję obecnie gedanistykę.

FG: Kiedy pan słyszy: Gdańsk, to co pierwsze przychodzi panu na myśl?

AC: Prestiż. Na pewno prestiż i wielkość tego miasta. I nie chodzi o wielkość w znaczeniu populacji, czy też obszaru, tylko jego status na tle całej Europy. Profesor Andrzej Januszajtis na początku mojego kursu przewodnickiego PTTK w 2014 roku wygłosił wykład pt. Europejski wymiar Gdańska. Muszę przyznać, że to między innymi on skłonił mnie do tego, by jeszcze bardziej zagłębić się w wiedzę o moim mieście.

FG: Pan jest związany z Gdańskiem całe życie, choć pańska droga była geograficznie dość kręta.

AC: Do Gdańska trafiłem z Białegostoku, miałem wtedy zaledwie kilka miesięcy. Tutaj dorastałem, uczyłem się, studiowałem i rozpocząłem moją karierę zawodową. W dorosłym już życiu miałem dwa kilkuletnie epizody – jeden w Stanach Zjednoczonych, a drugi na Kociewiu. Ale całe życie jestem związany z Gdańskiem i zawsze tu powracałem. I już się stąd nie ruszam.

FG: Gedanistyka jako sposób na jeszcze większe emocjonalne, ale też intelektualne związanie się z miastem?

AC: Tak, bo Gdańsk to dla mnie wielka pasja. Mieszkam w tym mieście i gdziekolwiek się nie udam, to co chwilę odkrywam jego nowe elementy, z których istnienia nie zdawałem sobie sprawy. A że jestem między innymi przewodnikiem po Gdańsku, to rozwijanie swojej wiedzy jest nieodzowne, bo nigdy nie wiadomo jakie, często podchwytliwe, pytanie mogę usłyszeć podczas oprowadzania. Wielokrotnie jeżdżąc też jako pilot wycieczek po całej Polsce, podkreślam wagę miasta Gdańska w historii całej Rzeczypospolitej oraz szczególną wartość jego obiektów historycznych.

FG: Czego dowiedział się pan o Gdańsku podczas studiów na gedanistyce, czego wcześniej pan nie wiedział? Jakiś jeden wyrazisty przykład.

AC: Co chwilę dowiaduję się wielu nowych rzeczy. Ale chyba takim dobrym przykładem jest temat mówiący o archeologii Gdańska i wykopaliskach, które były wykonywane przy ulicy 3 Maja. To tam zostały odnalezione najstarsze artefakty oraz groby na obszarze miasta, datowane na czasy rzymskie, a nawet epokę brązu. Niecały kilometr od mojego domu, a ja nie zdawałem sobie sprawy z tak dużej wagi tych wykopalisk!

FG: Po jakich punktach miasta oprowadza pan jako przewodnik?

AC: Główne Miasto, to wiadomo. Ale też Westerplatte, Orunia – gdzie działam jako lokalny przewodnik Instytutu Kultury Miejskiej w Gdańsku (IKM), czy też tak zwany Tram Tour, czyli zabytkowy tramwaj jeżdżący po Gdańsku. W nim też można mnie spotkać. Ale też w Europejskim Centrum Solidarności (ECS), Muzeum II Wojny Światowej oraz Hevelianum. Nie zapominajmy też o pasażerach wycieczkowców – to są duże, kilkudziesięcioosobowe grupy oprowadzane w języku angielskim.

FG: Jak pan to wszystko godzi? Bycie przewodnikiem, studia na gedanistyce, a do tego praca na pełnym etacie w Centrum Edukacji Nauczycieli w Gdańsku. Poświęca pan Gdańskowi większość wolnego czasu?

AC: Można powiedzieć, że prawie cały. Bardzo trudno jest rodzinie w wakacje umówić się ze mną na spotkanie, bo przynajmniej od majówki w każdy weekend jestem zaangażowany w działania wokół miasta. Oczywiście, codzienna praca jest najważniejsza, a przewodnikiem jestem jedynie w moim wolnym czasie, by realizować swoje zainteresowania, co daje mi ogromną satysfakcję.

FG: Dlatego jedni tworzą makiety kolejowe, inni grają w piłkę, a pan po prostu eksploruje swoje miasto.

AC: Dokładnie tak jest.

FG: Nie każde miasto może sobie pozwolić na swój własny kierunek studiów, tak jak to jest w przypadku Gdańska i gedanistyki. Jak to jest, że akurat u nas to się udało? Dzięki temu, że mamy aż tak wielu pasjonatów?

AC: Dla mnie gedanistyka to jest ewenement. Osobiście nie słyszałem o podobnym kierunku studiów w innym mieście o podobnej wielkości co nasze. Ale sam pomysł, żeby otworzyć taki kierunek, to jest naprawdę rewelacja. Proszę zauważyć, że z roku na rok jest coraz więcej kandydatów do studiowania gedanistyki. I oni naprawdę się starają, chociażby o stypendia, takie jak te Fundacji Gdańskiej. Można wręcz powiedzieć, że jest spora konkurencja, by dostać się na ten kierunek. Poznawanie kultury duchowej i materialnej naszego miasta jest fascynujące, dlatego szczerze zachęcam wszystkich pasjonatów Gdańska do studiowania na gedanistyce.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – ALEKSANDRĄ SZWARC

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Rozpoczynamy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Czwarta rozmowa odbyła się z p. Aleksandrą. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Aleksandra Szwarc, jestem nauczycielką historii i licencjonowanym przewodnikiem PTTK

FG: Jako absolwentka historii miała już pani solidną podbudowę jeśli chodzi o dzieje Polski. Jak rozumiem gedanistykę wybrała pani po to, żeby poszerzyć swoją wiedzę o dzieje swojej małej ojczyzny?

AS: Tak, zdecydowanie. Skończyłam historię na Uniwersytecie Gdańskim w 2001 roku. Kończyłam też historię na UCL w Anglii. Natomiast Gdańsk jest dla mnie najpiękniejszym miastem na ziemi. To jest moje miasto. Jestem raczej tradycjonalistką, która musi mieć swoje miejsce na świecie. Lubię oczywiście podróżować i odwiedzać nowe, ale potrzebuję żeby było jedno takie, do którego mogę zawsze wrócić. I Gdańsk jest właśnie dla mnie takim miejscem.

FG: Mówi to pani po spędzeniu wielu lat mieszkając i zadomawiając się w Londynie. A mimo to Gdańsk wygrał?

AS: Tak, w Londynie mieszkałam prawie 10 lat, tam też działałam i społecznie, i historycznie na różnych poziomach, natomiast jednak w którymś momencie nastąpiła ta decyzja: Londyn ma dużo możliwości, ale to jednak nie jest moje miasto.

FG: I wróciła pani do Gdańska, co się dalej działo?

AS: Wróciłam do Polski na przełomie 2012 i 2013 roku i podjęłam ponownie pracę w szkole. Na początku myślałam, że wolę uczyć w liceum, mogąc z młodymi ludźmi zrobić więcej poważnych rzeczy, ale gdzieś odkryłam, że również nie przeszkadza mi uczenie w szkole podstawowej. I tak oto od siedmiu lat uczę, a od dwóch lat osiadłam we Fregacie. A równolegle działam w PTTK. I po to, żeby udoskonalać swoją wiedzę o Gdańsku zdecydowałam się na gedanistykę. Usłyszałam o niej od koleżanki, również przewodniczki, mówiła o niej wiele dobrego. No i się zdecydowałam. Dziś jestem studentką i już wiem, że będę o swoim mieście opowiadać pewnie już całe moje życie.

FG: Pani studia przypadły na trudny czas, głównie zajęć online, ale wiem że udało się trochę wyjść w teren.

AS: Tak, mieliśmy kilka wspólnych wyjść. Pan profesor Kościelak, cudowny człowiek, stara się jak może by jednak były te spotkania na żywo. To jest absolutnie niesamowita wiedza, ci wszyscy wykładowcy to specjaliści w swoich dziedzinach, autorytety. Jeżeli mamy wykładowcę od wczesnego średniowiecza i wymienia on wszystkich Mściwojów, Samborów i innych Książąt Pomorskich, idziemy przez tę skomplikowaną historię, a on jeszcze potrafi żartować na ten temat, to znak że wiedzę ma po prostu ogromną.

FG: Pani, jako nauczycielka, obserwuje sfery zainteresowań młodych ludzi. Jak to jest z młodymi gdańszczanami? Ciągnie ich do wiedzy o swoim mieście?

AS: Myślę, że tak. Ja w tej chwili uczę w szkole podstawowej, właśnie skończyłam projekt z IV klasą: „Husaria – postrach Europy”. Dziewczynki (bo jest to szkoła żeńska) z rozmachem porównywalnym niemal do Panoramy Racławickiej narysowały dzieło pod tytułem „Bitwa pod Wiedniem”. A już mam w głowie kolejny projekt dotyczący właśnie Gdańska. I zainteresowanie jest! Tylko trzeba przedstawiać te materiały w atrakcyjny sposób. Na poziomie szkoły podstawowej język naukowy nie będzie atrakcyjny. Więc jeśli przedstawi się tę wiedzę w ciekawy sposób, to zainteresowanie się na pewno wzbudzi. Z kolei koleżanka z Topolówki (też studiuje gedanistykę) prowadzi koło historyczne i naprawdę z dużą radością opowiada, że ma kilkanaście osób tworzących kapitalne projekty dotyczące Gdańska. Na przykład „symbolika rzymska w Gdańsku”. Dzieciaki poznajdowały na kamienicach takie symbole i opisały je w sposób autorski. Więc jest zainteresowanie wiedzą o Gdańsku wśród młodzieży, tylko nie może być to wiedza sucha i nijaka.

FG: A jeszcze większe pole manewru ma pani jako przewodniczka. Chociaż oczywiście to zależy od grupy. Bo są tacy, którzy chcą przejść się tylko po oczywistych miejscach, ale są i ci, którzy chętnie posłuchają pogłębionej historii.

AS: Problemem jest to, że często biura zamawiają wycieczkę, która ma na przykład w pięć godzin pokazać całe Trójmiasto. Czasem nawet rezygnuję z takich propozycji, bo one nie mają sensu. To jest często gonitwa i męczarnia dla grupy. Czy nie lepiej ograniczyć program, ale zobaczyć coś naprawdę ciekawego w spokojniejszej formie?

FG: Bo Gdańsk szkoda oglądać po łebkach.

Zdecydowanie. Dlatego ciekawe jest na przykład oprowadzanie po mniej znanych dzielnicach. Na przykład po Oruni, gdzie mieszkam. Jest to dzielnica nieco bardziej na uboczu głównego szlaku turystycznego, a przez to mniej znana. W tym wypadku wiedza uzyskana na gedanistyce jest bezcenna.