PIERWSZY KIERUNEK NA STUDIUM OBYWATELSKIM

Z profesorami Pawłem Rowińskim i Janem Marcinem Węsławskim oraz Robertem Makłowiczem o zmianach klimatycznych. Rusza pierwszy kierunek Studium Obywatelskiego im. Pawła Adamowicza.

Co się stało z Ziemią, skutki zmian klimatycznych, jak możemy chronić Ziemię oraz plany na przyszłość – wokół tych tematów będą się koncentrować studia kompetencyjne „Klimat i środowisko”, uruchomione w ramach Studium Obywatelskiego im. Pawła Adamowicza. Rozpoczęła się rekrutacja na pierwszy kierunek, który tworzony jest przez naukowców i praktyków.

Prof. Jan Marcin Węsławski, biolog morski i dyrektor Instytutu Oceanologii PAN w Sopocie, prof. Paweł Rowiński, wiceprezes PAN, projektantka mody Gosia Baczyńska, podróżnik i krytyk kulinarny Robert Makłowicz oraz dziennikarz Maciej Orłoś – to tylko niektórzy z wykładowców na kierunku „Klimat i środowisko”, wykorzystujący dobre praktyki związane z zdrowym stylem życia, ochroną zasobów naturalnych i propagowaniem postaw ekologicznych. Swoją osobowością będą inspirować i zmuszą do refleksji nad naszymi postawami. W atrakcyjny i angażujący sposób przedstawią praktyczne sposoby wykorzystania wiedzy dotyczącej środowiska.

Rekrutacja na studia kompetencyjne „Klimat i środowisko” wystartowała w czwartek 24 czerwca br. Zapisy są prowadzone przez stronę internetową www.studiumobywatelskie.pl/klimat_i_srodowisko

– Studium Obywatelskie im. Pawła Adamowicza będzie zajmować się ważkimi tematami, między innymi, jak walczyć ze skutkami zmian klimatycznych – tłumaczy Robert Makłowicz. Zatem przybywajcie – zachęca.

– Studia kompetencyjne „Klimat i środowisko” dostarczą narzędzia potrzebne do działań na rzecz ochrony środowiska, które można stosować na poziomie samorządów, miast i rządów. Formuła studiów obywatelskich nie tylko wpisuje się w trend edukacyjny w obszarze ochrony środowiska, ale też wychodzi naprzeciw potrzebom tych, którzy chcą się rozwijać i poszukiwać wiedzy, inspiracji, ciekawych ludzi i nowych możliwości – mówi prof. Paweł Rowiński, wiceprezes Polskiej Akademii Nauk, jeden z wykładowców kierunku.

1 czerwca w Europejskim Centrum Solidarności powołano Studium Obywatelskie im. Pawła Adamowicza. Misją studium jest rozwijanie wartości, jakie promował Paweł Adamowicz, postrzegając miasto jako centrum tworzącego wspólnotę, otwartego na nowe idee, inicjatywy i dialog.

Twórcom szkoły zależy nie tylko na sieciowaniu wspólnot lokalnej, regionalnej, państwowej w skali kraju, ale także na ukazywaniu roli Unii Europejskiej w rozwoju samorządów oraz na promowaniu idei pomocniczości. Głównym celem studium jest dostarczenie wiedzy eksperckiej wynikającej z doświadczeń prowadzących, analizy studium przypadku oraz warsztatów z praktykami. Wśród kluczowych kompetencji, które są: dotyczące nowoczesnego planowania i prognozowania (ekologia, transport publiczny), wystąpień publicznych, zarządzania kryzysowego, stylów przywództwa czy zarządzania współpracą z mediami. Poza kompetencjami i ekspercką wiedzą praktyczną Studium obywatelskie ma na celu również sieciowanie – budowanie nowych relacji, możliwych do wykorzystania w dalszym życiu zawodowym uczestników.

Kształcenie jest oparte na formach dopasowanych do wymagań, oczekiwań i możliwości grupy docelowej. Przełożyły się one na powstanie czterech modeli edukacyjnych: studia podyplomowe (Współpraca międzynarodowa samorządów, Organizacja pracy zdalnej i bezpieczeństwo cyfrowe), studia podyplomowe typu Master Business Administration (Zarządzanie polityką klimatyczną i energetyczną, Bezpieczeństwo w sektorze publicznym), wolne studia kompetencyjne (Klimat i środowisko, Studia Obywatelskie) oraz program tutoringu. Rekrutacje na pozostałe kierunki rozpoczną się niebawem. Ponadto organizatorzy zaplanowali realizację trzech modułów uzupełniających, które będą miał charakter przekrojowy.

– Łączymy doświadczenia organizacji pozarządowych oraz uczelni, by wspólnie kształcić liderów. Świat się zmienia i chcemy tej zmianie towarzyszyć. Dzisiejsi liderzy społeczni, aktywiści oraz politycy, prezydenci, burmistrzowie, wójtowie będą mieli wpływ na to, jak przygotujemy liderów zmiany, która nadchodzi – mówi dr hab. Paweł Kowal, koordynator Studium Obywatelskiego.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – ANNĄ KOTUŁĄ

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Szesnasta rozmowa odbyła się z p. Anną. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Anna Kotuła. Pierwsze studia ukończyłam w Rotterdamie, był to kierunek biznes międzynarodowy i zarządzanie. W Holandii w sumie spędziłam 7 lat, później przeniosłam się do Wielkiej Brytanii. Tam też spędziłam 7 lat, na uniwersytecie uczyłam się języka japońskiego. Uczęszczałam też na zajęcia z antropologii społecznej. Po powrocie do Polski, najpierw zrobiłam studia podyplomowe z psychologii biznesu, później studia magisterskie z kulturoznawstwa. Następnie był licencjat z filologii hiszpańskiej. Na koniec – studia podyplomowe z gedanistyki.

Przed wyjazdem za granicę zdałam egzaminy na przewodnika. Ale dwa miesiące po ich zdaniu, wyjechałam za granicę, także długo nie byłam przewodnikiem.

W Anglii pracowałam w biznesie, po powrocie do Polski – zaczęłam oprowadzać. Najpierw w języku angielskim, później w języku hiszpańskim i niderlandzkim. W tej chwili jestem jedynym przewodnikiem, który oprowadza w języku niderlandzkim.

W pandemii wróciłam też do uczenia – aktualnie prowadzę kursy, głównie z języka niderlandzkiego. Prowadzę również swoją stronę internetową w kilku językach.

FG: Kiedy zaczęła się ta fascynacja Gdańskiem, skąd to się wzięło?

AK: Moja babcia była z Wolnego Miasta Gdańska. Słyszałam o tym wiele opowiadań. Druga babcia była z Kaszub, także miała zupełnie inne wspomnienia z tych okolic.

Od zawsze chciałam podróżować. Stąd pomysł zostania przewodnikiem.  A fascynacja Gdańskiem przejawia się najbardziej chęcią przekazywania informacji o Gdańsku.

FG: Czyli pani największą pasją jest bycie przewodnikiem…

AK: Tak. Największą satysfakcję sprawia mi, gdy mam grupę, która na początku nie jest zbytnio zainteresowana, a później widzę że chcą słuchać, zaczynają dopytywać. Tak jest na przykład z nastolatkami. To jest chyba najpiękniejszy moment bycia przewodnikiem.

Z racji tego, że długie lata spędziłam za granicą, mam dobrą świadomość tego, co dane osoby z danego kraju wiedzą i co ich interesuje.

To nie jest tak, że pracując jako przewodnik, mówię cały czas to samo. Całkiem inaczej opowiada się Hiszpanom o historii Gdańska. Bo historia Polski i Hiszpanii bardzo rzadko się splata. Całkiem inaczej oprowadza się na przykład Holendrów, bo mamy wspólny ten pierwiastek handlu, na przykład w XVI wieku. Gdańsk i Amsterdam pod wieloma względami są podobne.

FG: Języki to chyba pani mocna strona…

AK: Języki są kluczem w komunikacji. Dużo trudniej oprowadza się grupy konferencyjne, gdy są w niej osoby z różnych krajów i często słabiej mówią po angielsku. Mamy niby ten wspólny język angielski, ale to musi być taki uproszczony angielski.

Bardzo ciężko jest mówić do grupy, gdzie są osoby z kraju, którego historia zupełnie inaczej splatała się z historią Polski. Na przykład, jeżeli mówię grupie Holendrów o czymś, co był przed wojną lub po wojnie – to oni rozumieją, o którą wojnę chodzi. Bo ta druga wojna światowa też była dla nich jakimś przełomem. A na przykład Amerykanie zapytają, o którą wojnę chodzi.

FG: No właśnie, jak pani rozwiązuje ten problem podczas oprowadzania? Dopasowuje pani treść, program wycieczki do danej grupy?

AK: Tak, dopasowuję. Aczkolwiek każda grupa jest inna. Czasami myślę, że dana grupa czegoś nie wie, a się okazuje że trafiam na specjalistów z danej dziedziny. Czasem są o wiele bardziej przygotowani, niż się spodziewałam.

FG: Promowała pani Gdańsk w czasie badań terenowych w Ekwadorze…

AK: Wtedy byłam studentką kulturoznawstwa na Uniwersytecie Gdańskim i znalazł się sponsor na wyjazd do Ekwadoru. Ja i inne uczestniczki, wzięłyśmy ze sobą między innymi flagę Gdańska. Dostałyśmy też materiały promocyjne miasta. Mamy zdjęcie na równiku, gdzie stoimy właśnie z tą flagą Gdańska.

Dla osób z Ekwadoru, już sama Polska była egzotyczna. Dlatego mówienie o Gdańsku było trudniejsze, aczkolwiek starałyśmy się – pokazując na przykład na mapie, gdzie jesteśmy.

FG: Na czym polega pani działalność w internecie? W przeszłości prowadziła pani bloga…

AK: Razem z koleżanką prowadziłam bloga, ale tylko w czasie pobytu w Ekwadorze. Aktualnie mam swoją stronę przewodnicką. Nie jest to strona, na której jest tylko moja oferta. Jest tam też na przykład zakładka „bezpłatne atrakcje Gdanska” czy zakładka „Muzea w Gdańsku, Gdyni i Sopocie. Bilety wstępu”. Strona jest cały czas uzupełniana i aktualizowana.

Zarządzam też grupą na facebooku: „Muzea w Gdańsku, Gdyni, Sopocie, na Kaszubach, Kociewiu i Żuławach!”. Głównymi odbiorcami są przewodnicy z okolicy i osoby, które pracują w muzeach. To sprawdziło się w czasie pandemii – na bieżąco podawaliśmy na przykład informacje, co jest otwarte. To jest taka typowa strona informacyjna, która naprawdę się sprawdza.

FG: Do czego przydała się pani gedanistyka? Czy było to uzupełnienie tych kilku kierunków, które pani kończyła?

AK: Każdy kierunek do czegoś się przydaje. Studia biznesowe pomagają mi prowadzić stronę, psychologia biznesu pomaga rozmawiać z ludźmi. Hiszpański – pomógł mi z kolei zrozumieć osoby z krajów hiszpańskojęzycznych.

Gedanistyka była uzupełnieniem. Tym bardziej że licencję przewodnika zrobiłam dawno temu. Dla mnie to była szansa na poukładanie wiedzy, odświeżenie. Bardzo się cieszę, że wykładowcy nie byli tylko historykami, ale też badaczami. Często mówili o swoich nowych badaniach archeologicznych, o doktoratach które dopiero powstały. To były wiadomości najświeższe i z pierwszej ręki.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – MAGDALENĄ MICHALIK

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Piętnasta rozmowa odbyła się z p. Magdaleną. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Magdalena Michalik. Z zawodu jestem historykiem sztuki. Studia licencjackie ukończyłam w Gdańsku, magisterskie w Warszawie. Skończyłam również studia podyplomowe: muzealnictwo i gedanistykę, z nadzieją znalezienia pracy w muzeum. W planach mam jeszcze doktorat. Obecnie jestem mamą na pełny etat.

FG: Z zawodu jest pani historykiem sztuki, skąd ten pomysł, jak wyglądała ta droga?

MM: Sztuka zawsze była obecna w moim życiu. Na początku oczywiście nie pod względem historii i czytania książek. Malowałam,  chodziłam na zajęcia plastyczne. Dopiero w liceum ukierunkowałam się historycznie i stąd ten wybór. Bardzo się cieszę, że skończyłam te studia, bo mimo tego, że jeszcze nie dały mi zbyt wiele w sensie zawodowym, to poszerzyły moje horyzonty.

FG: Skąd to zamiłowanie do Gdańska, kiedy to się zaczęło?

MM: Na studiach, moją taką pierwszą miłością, pierwszym wielkim zainteresowaniem była sztuka niderlandzka późnego średniowiecza. Łączy się ona bardzo mocno z innymi aspektami dotyczącymi właśnie Gdańska: gospodarką, sztuką, ekonomią – miasta również należącego do Hanzy, podobnie jak większość innych miast niderlandzkich. Naturalnym, kolejnym krokiem było więc zgłębianie przede wszystkim sztuki gdańskiej, połączonej żywą tkanką z miastami niderlandzkimi.

Na studiach licencjackich w Gdańsku uczyliśmy się wiele o historii samego miasta,  więc zawsze gdzieś ten Gdańsk był w obszarze moich zainteresowań. Czasem jako samo miasto, czasem w kontekście sztuki niderlandzkiej.

FG: Aktualnie jest pani mamą na pełen etat, czy te opowieści o Gdańsku pojawiają się przy wieczornym czytaniu bajek, podczas spacerów?

MM: Tak. Co prawda, pandemia mocno pokrzyżowała nam plany. Bo zamierzałam być z córką w muzeum przynajmniej raz w tygodniu. Dlatego dopiero teraz zaczynamy – wystawą Włodzimierza Szpingera w Ratuszu Głównego Miasta, potem oczywiście Muzeum Narodowe, do którego zawsze chętnie wracam.  Sztuka i Gdańsk są cały czas obecne w naszym życiu, staram się na przykład uzupełniać literaturę o różne książki w tej tematyce.

FG: Aktualnie, prowadzi pani kurs dla maturzystów, którzy chcą zdawać historię sztuki…

MM: Egzamin wygląda tak samo, jak zwykły egzamin maturalny. Tylko oczywiście jest związany z tematyką historii sztuki. Polega na rozpoznawaniu obrazów, rozpoznawaniu stylów. Trzeba się też popisać wiedzą na temat biografii artystów i oczywiście napisać pracę.

Zajęcia zawsze rozszerzam o kilka ciekawostek o Gdańsku. Chcę, żeby moi uczniowie bardziej zgłębili ten temat, dowiedzieli się tego, jak kiedyś miasto wyglądało. Omawiamy szczególnie to, jak kiedyś wyglądało Główne Miasto, pod względem architektonicznym.

FG: W ubiegłych latach prowadziła pani autorski cykl wywiadów z historii sztuki dla seniorów, czy łatwo jest zainteresować innych tym tematem?

MM: Seniorzy to bardzo wdzięczna grupa słuchaczy. Chcą coś robić, chcą się wciąż uczyć. Dlatego cały czas mam ich na względzie. Od przyszłego roku chcę wrócić do aktywności zawodowej i mam nadzieję, że uda mi się wrócić do przeprowadzania wykładów. Prowadziłam zajęcia ogólnie o historii sztuki, ale również zajęcia poświęcone sztuce Gdańska. Fajnie jest pokazywać ludziom, że mamy coś super – dosłownie na wyciągnięcie ręki.

Podobnie mam z maturzystami. Opowiadając im o sztuce niderlandzkiej, o wielkich nazwiskach, pokazuję też że nie trzeba jechać np. do Brukseli, żeby to zobaczyć. W Gdańsku naprawdę mamy się czym pochwalić.

FG: No właśnie, chcąc dowiedzieć się więcej o historii sztuki Gdańska, o architekturze, gdzie warto się wybrać, co zobaczyć?

MM: Ja zawsze polecam te tak zwane „blockbustery” Gdańska. Czyli Dwór Artusa, Ratusz, które mają piękne wnętrza i które robią naprawdę ogromne wrażenie. Oddają choć trochę to, jak Gdańsk był bogatym i wspaniałym miastem.

Moją wielką miłością – jako przyszłego muzealnika – jest Muzeum Narodowe w Gdańsku, które teraz przechodzi sporą transformację. Zachęcam, żeby zobaczyć Oddział Sztuki Dawnej. Wbrew pozorom, mimo zamiłowania do historii, moim ulubionym miejscem w Gdańsku jest też Park Oliwski.

FG: Skąd pomysł na gedanistykę, co pani dały te studia w pracy, w życiu codziennym?

W życiu zawodowym jeszcze nie udało mi się wykorzystać tej wiedzy. Mam nadzieję, że uda mi się to w najbliższym czasie.

Gedanistyka przede wszystkim poszerzyła moje horyzonty, wzbogaciła moją wiedzę o historii Gdańska. To była pełna historia miasta od czasów najwcześniejszych do czasów dzisiejszych, którą wykładali różni specjaliści. Była to historia sztuki, historia, ale również pojawiały się zaskakujące aspekty biologiczno-medyczne. Wszystko to było arcyciekawe.

Pamiętam wykład dotyczący tego, co znajdowało się w rynsztokach w Gdańsku. Archeolodzy badali śmieci, przedmioty które bardzo dużo mówiły o życiu dawnych gdańszczan. Okazuje się, że to bardzo wiele mówi o ludziach, o tym jacy byliśmy, jacy jesteśmy. Dzięki gedanistyce zdobyłam nie tylko wiedzę historyczną, ale też inne spojrzenie na świat.

WYWIAD Z GEDANISTĄ – SZYMONEM KNITTEREM

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Czternasta rozmowa odbyła się z p. Szymonem. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Szymon Knitter. Z wykształcenia jestem politologiem, jestem absolwentem Uniwersytetu Gdańskiego. Prawie od 7 lat pracuje w sektorze pozarządowym. Obecnie jestem pracownikiem Regionalnego Centrum Wolontariatu w Gdańsku.

FG: Ponoć tą ciekawość Gdańska rozpaliła w panu babcia?

SK: Dokładnie tak. Moja babcia jest gdańszczanką. Urodziła się na terenie Wolnego Miasta Gdańska, pochodzi z okolic Postołowa. Faktycznie, od samego początku krzewiono we mnie tę pasję i zainteresowanie Gdańskiem. Przejawiało się to po prostu w zwykłych rozmowach: o tym, co słychać w mieście, co się buduje, jak zmieniała się dana linia autobusowa, o lokalnej polityce. To bardzo na mnie wpłynęło i dzięki temu zacząłem się interesować zarówno tymi najważniejszymi zabytkami, jak i mniej popularnymi miejscami w Gdańsku. To też poskutkowało tym, że zacząłem jeździć po Pomorzu i odkrywać korzenie swojej kaszubsko-kociewskiej rodziny. A kiedy pojawiła się możliwość pogłębienia swojej wiedzy, takiej już formalnej, to stwierdziłem, że to jest dobra okazja.

FG: Właśnie, ukończył pan studia etnologiczne. Skupiał się pan nie tylko na mieszkańcach Gdańska, ale też np. na Kaszubach. Z innymi studentami wydawał pan pismo antropologiczne, organizowaliście spacery po Gdańsku…

SK: Byliśmy drugim rocznikiem studiów etnologicznych na Uniwersytecie Gdańskim. Stworzyła się fantastyczna społeczność ludzi, którzy naprawdę wiedzieli po co przychodzą na te studia. Stąd też właśnie inicjatywy w ramach Studenckiego Koła Naukowego Etnologów. Między innymi, wydawaliśmy pismo TamTam. Za te wszystkie działania otrzymaliśmy Nagrodę Czerwonej Róży dla najlepszego Koła Naukowego w Trójmieście. Co było też w pewnym sensie nobilitacją za – faktycznie – dość duży wysiłek związany nie tylko z wydawnictwem, ale też z innymi działaniami, np. związanymi z przybliżaniem mieszkańcom różnych religii, które w Gdańsku istniały, lub istnieją do dziś. Był to taki cykl spotkań i spacerów po świątyniach. Badania terenowe, które przeprowadzaliśmy także wpłynęły na moje zainteresowanie odkrywaniem naszego regionu, na różnych płaszczyznach.

FG: Brał pan udział w ciekawym projekcie „Stocznia Jest Kobietą”, w którym chodzi o pokazanie pracy i życia w Stoczni, z perspektywy kobiet…

SK: Ten projekt polega przede wszystkim na tym, aby pokazać „HerStory”, czyli historię Stoczni z perspektywy kobiecej. Odkrywaliśmy fascynujące postacie kobiece, które były kluczowe dla rozwoju Stoczni Gdańskiej i historii. Moją rolą w tym projekcie było odkrywanie biogramów, ale także realizowanie wywiadów z pracowniczkami i pracownikami Stoczni, którzy w latach 70 i 80 tam pracowali i byli świadkami wielu wydarzeń. Nie interesowała nas ta „duża” historia, tylko antropologiczne spojrzenie na codzienną pracę w Stoczni Gdańskiej. Projekt funkcjonuje do dziś.

FG: Działa też pan lokalnie. Między innym w Stowarzyszeniu Morena, współpracował pan z Młodzieżową Radą Miasta i Młodzieżową Radą Województwa. Z czego biorą się te inicjatywy? Chce pan mieć wpływ na to, co dzieje się w Gdańsku, jak się zmienia?

SK: Chyba wyszedłem z założenia, że chcę pokazywać różnego rodzaju możliwości dla młodych ludzi. Tego właśnie się trzymam od początku swojej kariery zawodowej w organizacjach pozarządowych. Chodzi m.in. o różnego rodzaju fundusze, po które młodzi ludzie mogą sięgać, aktywizację społeczną młodzieży. Pewnie to zasługa mojej rodziny, którzy od początku krzewili we mnie taką postawę obywatelską. Babcia interesuje się życiem społecznym miasta do dziś, dziadek długie lata działał społecznie w mieście, a z kolei moja mama aktywnie działa przy Stowarzyszeniu Waga na Biskupiej Górce. Teraz ja próbuję przekuć swoją wiedzę i doświadczenia w działania i pokazać różnego rodzaju możliwości młodym ludziom.

W Stowarzyszeniu Morena opiekowałem się Młodzieżową Radą Województwa Pomorskiego i koordynowałem Gdański Fundusz Młodzieżowy. W tym momencie, jako pracownik Regionalnego Centrum Wolontariatu w Gdańsku, rozwijam wolontariat zagraniczny dla młodych ludzi, koordynuję również program wolontariatu w Europejskim Centrum Solidarności. Dzięki temu mam możliwość pokazywania młodym ludziom w moim rozumieniu otwartej, aktywnej postawy obywatelskiej.

FG: Co dała panu gedanistyka? Kiedy narodził się ten pomysł?

SK: Powodem, dla którego w ogóle zdecydowałem się na te studia, była chęć nauczenia się opowiadania o swoim mieście. Swego czasu gościłem w Gdańsku wielu obcokrajowców w ramach „couchsurfingu”, czyli udostępniania swojej przestrzeni na nocleg, a przy okazji też poznawania nowych osób.

I faktycznie, kiedy już te osoby przyjeżdżały, nie sposób było nie pokazać miasta i ciekawych miejsc. Wychodzę z założenia, że najciekawiej odkrywa się nowe miejsce z mieszkańcami, czyli z lokalsami. Dlatego podjąłem te studia i chciałem pogłębić swoją wiedzę. Była to alternatywa dla kursu przewodnickiego, który wtedy był dla mnie nieosiągalny. Zastanawiałem się, czy nie obrać nowej zawodowej drogi i zostać przewodnikiem. Tutaj pojawiła się taka możliwość, aby dowiedzieć się czegoś nowego i wykorzystać to później, w bardzo nieformalnym pokazywaniu miasta. Do dziś wykorzystuję zdobyte informacje. Znajomi wiedzą o moich zainteresowaniach, stąd do dziś polecają mnie swoim gościom. Od czasu do czasu wciąż oprowadzam „po godzinach”.

Gedanistyka przede wszystkim pozwoliła mi lepiej zrozumieć konteksty historii naszego miasta. Zdobyłem szeroką perspektywę rozwoju i historii naszego miasta. Rozumiem dzięki temu ludzi, społeczność, kulturę. To pozwala mi czuć się w pełni obywatelem naszego miasta. Gedanistyka bardzo usystematyzowała moją wiedzę i uważam to za ogromną wartość.

WYWIAD Z GEDANISTĄ – JAKUBEM RACIBORSKIM

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Trzynasta rozmowa odbyła się z p. Jakubem. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Jakub Raciborski, z wykształcenia jestem historykiem. Jestem przewodnikiem po Trójmieście, pilotem wycieczek, gedanistą. Przez lata pracowałem w szkole, ostatnio zajmuję się przewodnictwem. Aktualnie, z racji pandemii, wskoczyłem na rower i rozwożę jedzenie jako kurier rowerowy i poznaję Gdańsk od strony podwórek.

FG: Pracował pan w szkole, gdzie edukował pan młodzież na temat tożsamości i świadomości historycznej, czy to łatwe zadanie?

JR: Z młodzieżą trzeba pracować w ten sposób, że trzeba im wszystko pokazywać. To nie może być sucha wiedza. Ja pracowałem w taki sposób, że młodzież szkolną po prostu oprowadzałem, wyciągałem na wycieczki szkolne – i to był cały cykl wycieczek. Wtedy istniał profil klas turystycznych. Jest to trudne, ale do zrobienia. Trzeba to ugryźć od strony praktycznej i liczyć, że to w przyszłości zakiełkuje.

FG: Była to taka „aktywna” edukacja…

JR: Tak. To były wycieczki, w różnej formie. Czasami były to typowo wycieczki przewodnickie, czasem wycieczki do lasu. Łączyliśmy to, że młodzież może się wyszaleć – z wiedzą historyczną. Później w szkole, z wycieczki był sprawdzian. Dzięki temu wiedza się utrwalała. Młodzież idąc na wycieczkę, wiedziała że musi coś z niej zapamiętać. Że nie jest to tylko wyjście rozrywkowe. Były też wycieczki w formie zabawy, w formie gier terenowych i gier miejskich.

FG: Jak wyglądała droga do zostania przewodnikiem?

JR: Uprawnienia zrobiłem w 2007 roku, więcej pracowałem na początku jako pilot wycieczek – jeździłem z wycieczkami autokarowymi po Polsce. Później, kilkanaście lat pracowałem jako nauczyciel w klasach turystycznych. I to de facto była już ta praca przewodnika po Trójmieście, właśnie z młodzieżą szkolną. Po odejściu ze szkoły – dalej pracowałem jako przewodnik.

FG: Pracując z młodzieżą, opracowywał pan plany wycieczek, które pokazywały mniej znane dzielnice Gdańska…

JR: Tak. Mieliśmy zawsze w planie jedną lub dwie wycieczki takie typowe – po Gdańsku, jak z turystami. Zwiedzaliśmy Długi Targ, Mariacką i Główne Miasto. Zaczynaliśmy zawsze od okolic szkoły, czyli właśnie Oliwa, Lasy Oliwskie, a dalej fortyfikacje i inne popularne aktualnie miejsca.

FG: Dlaczego właśnie warto zajrzeć na inne dzielnice Gdańska, te mniej popularne wśród turystów?

JR: Gdańsk jest bardzo zróżnicowany i ma bardzo bogatą historię. Poznając tylko historię Śródmieścia, jesteśmy zamknięci w jakiś ograniczających ramach. A Gdańsk to także przyroda, morze, piękne widoki. Także historia późniejsza, nie tylko średniowieczna. Jak się zwiedza te inne dzielnice, to widzimy że jest to żywe miasto, które się zmienia.

FG: Jest pan osobą, która bardzo angażuje się w lokalne inicjatywy…

JR: Bardzo mocno. Właśnie na gedanistyce, pamiętam że było wielu przewodników i osób zaangażowanych w miasto, w życie w swoim mieście. Od dwóch lat jestem radnym dzielnicy Oliwa. Angażuję się więc w sprawy oliwskie. Z naszego rocznika na gedanistyce, mamy trzech radnych dzielnicowych, także dość duża reprezentacja.

FG: Co dała panu gedanistyka? Czy przydaje się na co dzień?

JR: Najwięcej się przydaje w tej pracy przewodnickiej. To było świetne odświeżenie i rozszerzenie wiedzy, które się przydaje jak oprowadzamy grupy. Zajęcia gedanistyczne były bardzo szerokie: o złotnictwie, o rzemieślnikach, o Wolnym Mieście Gdańsku, o sztuce, religii. Nigdy nie wiadomo, kiedy taka wiedza może się przydać – a przydaje się bardzo.

Bardzo cenię sobie też to poznanie ludzi na gedanistyce, kontakt z innymi przewodnikami. Najczęściej na ulicy po prostu się mijamy i pozdrawiamy. Była to okazja do ciekawych rozmów i poznania ze środowiskiem przewodnickim.

FG: Skąd pomysł na gedanistykę? Skąd ta miłość do Gdańska?

JR: Gedanistyką zainteresowałem się już wcześniej – to były jeszcze czasy zmiany przepisów przewodnickich. Kiedyś były licencje przewodnickie, później to zniesiono. I pojawiła się gedanistyka – coś nowego. Było to dla mnie coś ożywczego i chciałem spróbować. Bardzo dobrze zrobiłem i cieszę się z tego.

Skąd miłość do Gdańska? Ja to traktuję tak, że miłość do miasta oznacza zaangażowanie. To nie chodzi tylko o to, że Gdańsk mi się podoba – a zaczął mi się podobać już po paru latach od zamieszkania tutaj. Chciałem wiedzieć coś więcej, żeby to nie była tylko taka płytka wiedza. Żeby też stopniowo zacząć działać dla miasta, albo przynajmniej trzymać rękę na pulsie. Żeby wiedzieć, że ono się zmienia i mamy jakiś wpływ na to, jak się zmienia – tak to traktuję.

DROGI DO KULTURY

„Drogi do Kultury” – ruszył konkurs na projekty artystyczne w przestrzeni plenerowej przy Historycznej Bramie nr 2 w Gdańsku. Pomysły zgłaszać można na drogidokultury.pl do 13 czerwca!

W projekcie mogą wziąć udział prace oryginalne, autorskie w dowolnej formie artystycznej podejmujące zagadnienia dialogu, otwartości, wolności. „Do udziału w projekcie zachęcamy artystów plastyków, studentów i absolwentów akademii sztuk pięknych, studentów i absolwentów kierunków artystycznych i wzorniczych oraz innych wyższych szkół artystycznych oraz amatorów.” – mówi Agata Biały z Fundacji Gdańskiej, która jest organizatorem konkursu. Propozycje zgłaszać można za pomocą formularza na stronie drogidokultury.pl/formularz.

„Drogi do kultury” to przedsięwzięcie w formie swobodnych wystąpień na istotne społecznie tematy, odbywające się w otwartej przestrzeni publicznej, w miejscu, gdzie niegdyś mieściła się główna stołówka Stoczni Gdańskiej. Od czerwca do października zaprezentowanych zostanie pięć najlepszych prac wyłonionych w otwartym konkursie na projekty artystyczne. Projekt ma na celu dotarcie zarówno do artystów, którzy w czasach pandemii nie mieli możliwości zaprezentowania swoich prac, jak i do widzów, którzy stęsknieni są za bezpośrednim odbiorem sztuki.

„Drogi do kultury” rozpoczną się w czerwcu i będą się składać z pięciu odsłon. Projekt ten jest zaproszeniem do wejścia w przestrzeń artystycznego Hyde Parku i sprowokowania zbiorowej wyobraźni poprzez różne dyscypliny i media. W każdym kolejnym miesiącu swoją premierę będą miały wybrane projekty indywidualne bądź inicjatywy przygotowywane przez kolektywy artystyczne. Forma prezentowanych prac jest dowolna. „Nie chcemy narzucać określonego medium, za pomocą którego artyści chcę przekazać swoją wizję. Może to być koncert, wystawa, performance albo inna forma, w której artyści chcą się zaprezentować” – dodaje Biały.

„W czasie, gdy świat zmaga się pandemią i efektami zmian klimatycznych, projekt „Drogi do kultury” zwraca uwagę na relacje pomiędzy bliskimi, przyjaciółmi, sąsiadami, ale również nieznajomymi mijanymi na ulicy czy innymi mieszkańcami Planety Ziemia. Chcemy się zastanowić, czym jest bliskość i budowanie więzi społecznych w dobie kryzysu, a także na czym polega globalna ekosolidarność i wspólne wypracowywanie priorytetów klimatycznych”. – mówi Aleksandra Grzonkowska, kuratorka projektu i historyczka sztuki. „Z jednej strony projekt jest osadzony w kulturowo-politycznym kontekście etosu „Solidarności”, z drugiej zaś – ważny jest międzykulturowy dialog ponadnarodowy oraz pielęgnowanie poczucia wspólnotowości.” – dodaje Grzonkowska.

Projekty artystyczne będę realizowane pod merytoryczną opieką kuratorki i historyczki sztuki – Aleksandry Grzonkowskiej (Fundacja Kultury Wizualnej Chmura).

 

Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska.