WYWIAD Z GEDANISTKĄ – RAISĄ KORYCKĄ

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Ośma rozmowa odbyła się z p. Raisą. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Raisa Korycka, jestem przewodniczką i tłumaczką. Aktualnie studiuję gedanistykę na Uniwersytecie Gdańskim.

FG: Większość naszych gedanistów jest związana z Gdańskiem przez całe swoje życie. Pani natomiast wprowadziła się tu cztery lata temu. Jak się pani czuje w towarzystwie „starych”, rodowitych gdańszczan?

RK: Bardzo komfortowo. Mam tu sporo przyjaciół i znajomych. Historię Gdańska znam już naprawdę dobrze. Zresztą przecież po drugiej wojnie światowej do Gdańska, można tak powiedzieć, prawie wszyscy przyjechali. Jak ktoś mi mówi, że „jest rodowitym gdańszczaninem”, to patrzę na to z przymrużeniem oka.

FG: Bo pani właściwie od początku swojego życia w Gdańsku wzięła się za zgłębianie wiedzy o tym mieście.

RK: I to przez przypadek, chociaż mówi się, że w naszym życiu nie ma przypadków. Swoją przygodę z przewodnictwem zaczęłam od kursu przewodnika po budynku i wystawie stałej Europejskiego Centrum Solidarności. Potem poczułam smak tego zawodu i potrzebę poszerzenia swojej wiedzy. Wtedy ukończyłam roczny kurs PTTK i po otrzymaniu certyfikatu przewodniczki po Trójmieście stwierdziłam: im dalej, tym chcę więcej. Więc ukończyłam roczny kurs przewodnika po zamku w Malborku. Zdobyłam też uprawnienia do oprowadzania po Muzeum Emigracji w Gdyni.

FG: A jak to się stało, że trafiła pani akurat do Gdańska?

RK: Sprawa jest prosta. Przez 30 lat mieszkałam w Kaliningradzie, a mieszkańcy tego miasta bardzo często jeżdżą do Polski, zwłaszcza do Gdańska. Też często jeździłam, aby odetchnąć innym powietrzem. To pierwsza część odpowiedzi. Druga jest jeszcze prostsza: po prostu uwielbiam morze.

FG: Kaliningrad i Gdańsk to miasta, które od wieków dużo łączy, choć dziś sporo je też dzieli. Zresztą Polacy jeżdżą tam obecnie bardzo rzadko. Czy pani widzi podobieństwa między Gdańskiem a Kaliningradem?

RK: Historycznie dawny Królewiec, a obecnie Kaliningrad, był z Gdańskiem związany jednym terenem pod władztwem krzyżackim. Potem były to tereny Prusów. I dopiero II wojna światowa przyniosła korekty, które mamy do dzisiaj. Ale więzi międzyludzkie wciąż pozostają takie same – dobre, przyjazne. Tak było, tak jest i mam nadzieję, że tak będzie.

FG: A gdyby wizualnie zestawić Kaliningrad i Gdańsk?

RK: Bardzo mi się podoba podejście Polski do zabytków i pomników kultury. Widzę jak państwo polskie troszczy się o swoją historię. Niezależnie w jakim języku była ona przed te długie lata pisana. Z kolei na terenie obwodu kaliningradzkiego podejście jest nieco inne. Przez kilka dekad niemiecka historia tych terenów była zaniedbana. Do takiego poziomu, że teraz już nie jest ani do odnowienia, ani do odrodzenia. Mówię tu na przykład o kirchach, czyli luterańskich kościołach. Ze średniowiecznego Królewca pozostało bardzo mało.

FG: Teraz, kiedy jest pani wykwalifikowaną przewodniczką, będzie pani na pewno oprowadzać po Gdańsku gości właśnie z Kaliningradu…

RK: Tak. Zanim przeprowadziłam się do Gdańska bywałam w tym mieście naprawdę często. Chodziłam po Długiej, Długim Targu, nad Motławą, patrzyłam na te budynki, na te pierzeje, myślałam sobie jakie to jest piękne… i tyle. Kropka. A teraz, jak zdobyłam tę wiedzę o Gdańsku, to mam taki wniosek: bez przewodnika ściany milczą. I kiedy oprowadzałam moje wycieczki widziałam, jak w trakcie naszych spacerów zmienia się stosunek turystów do historii Gdańska, zwłaszcza turystów z Rosji lub Ukrainy. Cieszę się więc, że jako taka jedna malutka osoba mogę coś zmienić na lepsze.

FG: Miała pani za sobą już tyle kursów, to był bardzo intensywny czas. A jednak zdecydowała się pani jeszcze oprócz tego na gedanistykę.

RK: Poszłam na gedanistykę, bo uważam, że to jest po prostu fantastyczny temat. I te studia są dla mnie kursem bardzo poszerzającym moją wiedzę zdobytą wcześniej. Taka wisienka na torcie. Bardzo mi się podobają te zajęcia, każde kolejne dają mi coś nowego, pokazują historię Gdańska z innej perspektywy.

FG: Ciekawostki, jakie słyszy pani na wykładach, potem powtórzy pani oprowadzanym przez siebie gościom?

RK: Tak, choć mnie bardziej interesują fakty historyczne. Bo z ciekawostkami można poradzić sobie też za pomocą Googla. A ja preferuję dawać ludziom taką prawdziwą wiedzę. Chociaż przewodnictwo to oczywiście nie wykład, to znaczy tę wiedzę trzeba poukładać w taki sposób, żeby można było tego przyjemnie słuchać. Bo przecież turyści przyjeżdżają przede wszystkim odpocząć.

FG: Pani ulubiona część Gdańska?

RK: Dobre pytanie. Każda dzielnica Gdańska jest autentyczna i ma swoją twarz. Uwielbiam tą, w której mieszkam, bo mam na piechotę do morza. Bardzo mi się podoba Oliwa, bo jest zielona i ma długą, ciekawą historię. Wrzeszcz jest oczywiście atrakcyjny. Ale też ciekawymi terenami w sensie historycznym są Stogi, Przeróbka czy Nowy Port.