WYWIAD Z GEDANISTĄ – ARTUREM KAWIŃSKIM

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Dwudziesta trzecia rozmowa odbyła się z p. Arturem. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Artur Kawiński. Po pierwszych studiach magisterskich jestem filologiem, po drugich studiach magisterskich – historykiem. Po studium gedanistycznym – do kompletu również gedanistą.

FG: Na swoim koncie ma pan wiele prelekcji dotyczących historii Gdańska, kultury. Skąd to zainteresowanie?

AK: Gdańsk to dla mnie sprawa osobista. Część mojej rodziny jest pochowana na gdańskich cmentarzach zniszczonych po 1945 roku.

FG: Czyli to powiązania rodzinne zdecydowały o zainteresowaniu Gdańskiem?

AK: W dużej mierze. Moja rodzina w męskiej linii jest stąd. Anton Ignatz Wolff, ojciec mojego pradziadka wywodzi się z Marschau na Gdańskich Wyżynach. Między Wysinem a Kościerzyną leżał Tannenhorst – skromna, ale ładna posiadłość mojego pradziada. Z Gdańskiem i Sopotem do 1945 roku związani byli bracia mojej babci. Po wojnie dziadkowie zamieszkali we Wrzeszczu. A z nimi moi rodzice, tam się wychowałem. Taka to historia.

FG: Interesował się pan historią od dziecka?

AK: O sprawach związanych z wydarzeniami przed 1945 i później, nie mówiło się dzieciom, to było niebezpieczne. Moi dziadkowie we Wrzeszczu nawet między sobą starali się o tym nie rozmawiać. Tak było do czasu zmiany systemu politycznego, a wtedy nie byłem już dzieckiem. Po roku 1990 zacząłem się dopytywać o rodzinne przekazy, samodzielnie szukać źródeł. Dopiero wtedy można było zacząć myśleć o lokalnej tożsamości rozumianej inaczej, niż w obowiązującej dotąd wykładni państwowej propagandy.

FG: Jest pan autorem tekstów prasowych, wywiadów, ale i autorem wielu prelekcji na temat Gdańska…

Gdańsk w ostatnim roku wojny został zabity, ciało miasta oblano benzyną i spalono… Przerwany został przekaz kulturowy. Dlatego piszę, a czasem też opowiadam, o zjawisku wypędzenia ze wzorów kultury. Chodzi o doświadczenie zarówno Gdańszczan przedwojennych, jak i tych wszystkich, którzy po wojnie zasiedlili jeszcze dymiące ruiny. Pierwsi zostali wypędzeni z kultury, którą tworzyli przez pokolenia. Drudzy zasadniczo też, bo gdańską tożsamość dla nowoprzybyłych odgórnie wykreowały nowe władze, które starały się jednocześnie wygaszać wspólnotową pamięć o małych ojczyznach utraconych na wschodzie. I to jest właśnie, w kolejnych pokoleniach, obecna populacja Gdańska – „Miasta od nowa”, by użyć tytułu jednego z historycznych opracowań.

Kulturowych zjawisk związanych z tymi przemianami dotyczyły moje referaty na konferencjach naukowych we Wrocławiu, w Opolu, Lubece czy w Bad Kissingen. O wybitnym Gdańszczaninie Danielu Chodowieckim jako łączniku między trzema kulturami będę za miesiąc opowiadał na polsko-francusko-niemieckiej konferencji na uniwersytecie w Montpellier.

FG: Pracował pan jako dziennikarz w gdańskiej prasie, przez 13 lat prowadził pan zajęcia w Uniwersytecie Gdańskim. Na koncie ma pan redakcje dziesiątek książek. Prowadził pan również bloga pod tytułem „Archiwum Pamięci”, tam zobaczyć możemy między innymi fotografie dawnych gdańskich cmentarzy. Do tego hasła w Gedanopedii. Co jeszcze?

AK: Jeszcze „Pasja Gdańska”… Georg Philipp Telemann skomponował ją w 1754 roku specjalnie dla naszego kościoła św. Jana. Kiedy dowiedziałem się, że partytura utworu została odnaleziona, postanowiłem sprowadzić „Pasję Gdańską” do Gdańska. Ideą wykonania „Danziger Passion” w miejscu przeznaczenia udało mi się zainteresować prof. Marcina Tomczaka, dzięki któremu został skompletowany zespół wykonawczy: Chór Akademicki UG, Chór Męski AM i orkiestra barokowa Silva Rerum pod batutą Michała Kozorysa. Partyturę udało się wypożyczyć z Telemann Archiv w Magdeburgu dzięki gdańskiej Mniejszości Niemieckiej, a patronat nad całością objął Konsulat Generalny Republiki Niemiec w Gdańsku. I tak, że pozwolę sobie na nutę patosu, 30 kwietnia 2011, po 257 latach, udało się przywrócić Gdańskowi część jego wielkiej tradycji… Kościół św. Mikołaja był pełny, a udane wykonanie pasji oratoryjnej zostało później wydane na CD. Dla mnie ważne było też co innego: udało się zrealizować wzorcowy przykład międzynarodowej współpracy na rzecz wspólnego przywracania Gdańskowi oryginalnej kultury, która w tym przypadku nie dzieli, ale łączy. Może jeszcze kiedyś uda się powrócić do dawnej tradycji corocznego wykonania Pasji Gdańskiej w okresie Wialkanocy.

FG: Na pana koncie są również podcasty…

Tak, nagrałem niedawno trzy swoje opowieści o twórczości Güntera Grassa dla Domu Chodowieckiego i Grassa. „Bestiariusz” jest o symbolach zwierzęcych. W „Naturaliach” mówię o kulinariach i erotyce, a w „Gdańskim micie” o mieście według Grassa jako świecie własnej tożsamości. Całość ma być na stronie Gdańskiej Galerii Miejskiej we wrześniu.

FG: W czym pomogła panu gedanistyka, jak się panu przydaje w pracy?

Gedanistyka stanowiła dla mnie wstęp do uzupełnienia i sformalizowania własnych badań historycznych. Program wykładów opracowany przez prof. Sławomira Kościelaka był na tyle inspirujący, że późniejsze „pójscie za ciosem” i rozpoczęcie po skończeniu gedanistyki fakultetu historycznego było dla mnie naturalną decyzją. Moją świeżo obronioną pracę magisterską napisałem na seminarium prof. Edmunda Kizika też o Gdańsku. O wizji historii miasta i regionu w ikonografii z 1939 roku zachowanej w schronisku na Biskupiej Górze. Domykając temat – najpewniej nie byłoby tego bez impulsu, jaki otrzymałem w trakcie wykładów na studium gedanistycznym.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – MARTĄ OSOWSKĄ

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Dwudziesta druga rozmowa odbyła się z p. Martą. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Marta Osowska. Z wykształcenia jestem polonistką, ale ukończyłam również podyplomowe studia historii i terapii zaburzeń czytania oraz gedanistykę. Jestem też licencjonowaną przewodniczką.

Zawodowo zajmuję się dokładnie tym, co jest podstawą mojego wykształcenia: jestem nauczycielką i przewodniczką.

FG: Jest pani licencjonowanym przewodnikiem od 2008 roku. Zawsze pani o tym marzyła?

MO: Marzyłam o tym, aby poznać historię Gdańska i żeby przekazać tę wiedzę i serce osobom, które również chcą poznawać historię miasta.

FG: Przekazuje pani wiedzę o zabytkach i historii Gdańska nie tylko jako przewodnik, ale również na lekcjach historii oraz na kółkach zainteresowań…

MO: W szkole realizuję różne projekty edukacyjne, choć teraz już mniej – aktualnie głównie uczę języka polskiego. W przeszłości realizowałam jednak projekty, w ramach których uczniów z gminy Żukowo zabierałam do Gdańska. To były takie cykliczne wyjazdy komunikacją miejską, za grosze. Starałam się przekazać im jak najwięcej.

Zawsze bardzo chętnie oprowadzam grupy ze swojej szkoły, zapraszam do muzeów. Teraz po okresie pandemii, ze swoją obecną klasą – również taki projekt będę realizowała.

Był też taki czas, kiedy organizowałam konkursy wiedzy o historii – najpierw Gdańska, później Oliwy. I to były konkursy wojewódzkie, cieszące się dosyć dużym zainteresowaniem. Do naszej szkoły przyjeżdżała młodzież, która odpowiadała na pytania dotyczące historii Opactwa Cystersów i Oliwy.

FG: Czy Oliwa, to jest ta najbardziej ulubiona dzielnica Gdańska?

MO: Tak, ulubiona. Tutaj mieszkam i z tą dzielnicą wiążę swoją przyszłość.

FG: Czy łatwo jest zainteresować uczniów historią Gdańska?

MO: To zależy od przekazu. Ostatnio realizowałam z uczniami taki wyjazd dwudniowy, związany z bursztynem. Dzieci były zachwycone, brały udział w warsztatach, byliśmy również w Instytucie Biologii Uniwersytetu Gdańskiego. Młodzież była zachwycona, bardzo dojrzale do tego podeszli. Ja właściwie nigdy nie miałam poczucia, że jest to dla nich coś męczącego, nietrafionego.

FG: Skąd u pani to zainteresowanie Gdańskiem, historią?

MO: Pochodzę z Dolnego Śląska, z Gdańskiem jestem związana dopiero od 1996 roku. Wtedy rozpoczęłam studia na Uniwersytecie Gdańskim. Ta miłość do Gdańska zaczęła się od dwóch obiektów. Od Bazyliki Mariackiej i od Archikatedry w Oliwie. To one mnie tak ujęły. Wpływ na to miały też stare filmy polskie, które oglądałam od czasów podstawówki. Myślę, że to była miłość od pierwszego wejrzenia.

FG: Co wniosła w pani życie zawodowe i prywatne gedanistyka?

MO: Przede wszystkim świadomość, że jeszcze niewiele wiem i mogę się stale uczyć. Jestem ogromnie wdzięczna za to, że mogłam uczestniczyć w zajęciach i wykładach ze specjalistami, którzy naprawdę potrafili przekazać swoją wiedzę. Dzięki nim mogłam odkryć Gdańsk po raz drugi. To, co zakryte i oczywiste – skonfrontowało się. Do tej pory z szacunkiem wspominam niektórych wykładowców.

FG: W jaki sposób wiedza pozyskana na gedanistyce przydaje się w pani pracy?

MO: To, czego się dowiedziałam, mogę przekazywać grupom. Oprowadzam przede wszystkim osoby dorosłe, więc jest to bardziej szczegółowa historia. Dzięki gedanistyce nabyłam pewności siebie, wszystko mi się ułożyło w całość. Choć mam wciąż przeczucie, że mam jeszcze wiele do odkrycia. Wiedzę wykorzystuję przede wszystkim jako przewodniczka, ale również w szkole, na lekcjach. Dla uczniów bardzo wartościowe są informacje związane z obrazem życia codziennego w dawnym Gdańsku. Bardzo lubią wizualizować sobie dawne życie mieszkańców.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – MAGDALENĄ SCHRAMM

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Dwudziesta pierwsza rozmowa odbyła się z p. Magdaleną. Zapraszamy do lektury!

 

Nazywam się Magdalena Schramm. Ukończyłam filologię polską na Uniwersytecie Gdańskim, potem podyplomowo bibliotekoznawstwo i informację naukową oraz gedanistykę, również na UG. W międzyczasie były też  podyplomowe studia humanistyczne o charakterze interdyscyplinarnym w Warszawie, w Instytucie Badań Literackich PAN.

FG: Co jest pani największą pasją? Książki, podróżowanie, Gdańsk?

MS: Te trzy rzeczy doskonale udaje się połączyć. Na pewno Gdańsk, choć nie jestem rodowitą gdańszczanką. Dlatego początkowo moja wiedza o mieście pochodziła z książek. Czuję się jednak stuprocentową gdańszczanką i lokalną patriotką.  Poznawanie, rozwijanie wiedzy o Gdańsku jest jedną z moich pasji. Dlatego bardzo się cieszę, że mogłam studiować gedanistykę.

FG: Skąd pasja do podróżowania?

MS: Moja rodzina dosyć dużo podróżuje. To zacięcie turystyczne mieli moi rodzice, stryjowie, dziadkowie. Poznawanie nowych regionów polskich – ich przyrody, zabytków, kultury, czy wyprawy zagraniczne – to rodzinna pasja, którą mi zaszczepiono.

FG: Od zawsze interesowała się pani Gdańskiem?

MS: Przyjechałam do Gdańska z rodzicami w dzieciństwie, miałam wtedy 10 lat. Nim się przeprowadziliśmy, tata przez kilka miesięcy mieszkał i pracował tu w delegacji. Przyjeżdżałam do niego w odwiedziny. Poznawaliśmy wtedy Gdańsk, chodziliśmy po mieście i zwiedzaliśmy z przewodnikiem Januszajtisa i Jujki „Z uśmiechem przez Gdańsk” w ręku. Zakochałam się wtedy w Gdańsku od razu.

FG: Czym aktualnie się pani zajmuje?

MS: Aktualnie pracuje w bibliotece. W przeszłości pracowałam też w szkole. Właściwie cała moja droga zawodowa to oświata i edukacja.

W bibliotece pracuję w dziale opracowania zbiorów. Staramy się gromadzić także wydawnictwa dotyczące Gdańska. Zachęcam wszystkich gedanistów do korzystania z zasobów gdańskich bibliotek – naprawdę dużo się można dowiedzieć.

FG: W przeszłości, otrzymała pani nagrodę za relację swojej podróży do Lubeki i jej związków z Gdańskiem…

MS: To bardzo miła sytuacja. Podróż do Lubeki była spontaniczna, nagle zobaczyłam taką możliwość i się zdecydowałam. Wrażenia przerosły moje oczekiwania, ponieważ Lubeka wygląda tak, jak musiał wyglądać Gdańsk przed wojną, zanim został zniszczony. Lubeka ma podobny charakter, podobny klimat, tylko ona jest bardziej autentyczna. Bo przecież Gdańsk został odbudowany. Poza tym jest wiele związków historycznych, kulturowych, literackich między Gdańskiem i Lubeką. Te związki widać też w urbanistyce, architekturze.

FG: Jaki był powód rozpoczęcia studiów gedanistycznych?

MS: Chciałam się dowiedzieć jak najwięcej o Gdańsku. Gedanistyka była zawsze moim marzeniem, długo niezrealizowanym przez inne obowiązki.

W wakacje, w ostatniej chwili, zobaczyłam ogłoszenie Fundacji i się zdecydowałam, udało się. Jestem bardzo zadowolona z tych studiów, były fantastyczne… Najciekawsze były zajęcia, na których wykładowcy dzielili się własnymi doświadczeniami z badań gdańskiej historii a nawet pozwalali nam czasem bezpośrednio jej dotknąć – np. eksponatów z wykopalisk archeologicznych czy wspaniałych zabytków dawnego gdańskiego rzemiosła – muszę tu z żalem wspomnieć niedawno nagle zmarłego naszego wykładowcę dra Jacka Kriegseisena.

FG: Do czego gedanistyka przydaje się pani w pracy, na co dzień?

MS: Mam większą świadomość, mogę dokładnie opracowywać zbiory biblioteczne, właśnie pod kątem  oczekiwań gedanistów i historyków. Ta wiedza przydaje się też przy okazji organizowania różnych imprez dotyczących Gdańska – wystaw, konkursów, sesji metodycznych.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – ANNĄ PÓŁTORZYCKĄ

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Dwudziesta rozmowa odbyła się z p. Anną. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Anna Półtorzycka, z wykształcenia i zawodu jestem architektem. Rok po ukończeniu studiów magisterskich rozpoczęłam studia doktoranckie w Katedrze Historii Teorii Architektury i Konserwacji Zabytków na Politechnice Gdańskiej. Moje zainteresowania wiązały się z architekturą przełomu XIX i XX wieku. Praca doktorska, nad którą jeszcze pracuję, dotyczy gdańskich willi, wznoszonych między 1870 a 1939 rokiem. Po studiach architektonicznych nie czułam się jednak wciąż wystarczająco pewnie – jeśli chodzi o analizę architektury zabytkowej. Dlatego równolegle rozpoczęłam podyplomowe studia zabytkoznawcze w Toruniu, a następnie właśnie gedanistykę. Chciałam poszerzyć swoją wiedzę, żeby jak najbardziej rzetelnie i trafnie zidentyfikować przedmiot moich badań. Taka była moja motywacja.

FG: Czy zawsze chciała pani zostać architektem?

AP: Nie! Chciałam być lekarzem, szczerze mówiąc. Ale nie czułam się zbyt pewnie i tuż przed studiami zrezygnowałam z próby realizacji tego marzenia. Po sześciu latach edukacji w Ogólnokształcącej Szkole Sztuk Pięknych w Gdyni Orłowie, rozwijaniu swoich umiejętności rysunkowych, dobrze już osadzona w kręgu sztuki, zdecydowałam, że na architekturze… będę się czuła swobodniej.

Architekturę traktuję jako formę wyrażenia i jednocześnie zaspokojenia potrzeb jej użytkowników. Dlatego także w pracy zawodowej człowiek – użytkownik jest dla mnie zawsze punktem wyjścia do projektowania. Tak samo podchodzę do architektury historycznej. Pełna ocena budynków czy miejsc zawsze wymaga powiązania jej z mieszkańcami osadzonymi w jakiejś rzeczywistości społecznej, politycznej, gospodarczej czy ekonomicznej… a także prawnej. Dlatego też studia gedanistyczne były dla mnie bardzo wartościowe, bo dały mi szansę wglądu w procesy, które decydowały o tym, jakimi ludźmi byli mieszkańcy Gdańska – jak ich życie wpływało na kształt miasta i jak miasto mogło kształtować ich samych. Ta wiedza dodało mi pewności siebie w prowadzeniu badań.

FG: Czyli gedanistyka pozwoliła poszerzyć horyzonty?

AP: Zdecydowanie. Pozwoliła mi też bardziej wnikliwe patrzeć na te zagadnienia, które wiążą się z miastem, a które były poza zasięgiem moich dotychczasowych zainteresowań.

FG: Interesowała się pani historyczną zabudową willową w Gdańsku…

AP: Moja praca magisterska w pewnym stopniu dotyczyła właśnie obiektu willowego w Jaśkowej Dolinie, we Wrzeszczu. Temat pracy doktorskiej pojawił się naturalnie i wynikał z analiz, które uprzednio przeprowadzałam.

Prawie całe życie mieszkałam też w budynku, który przed wojną był willą – domem jednorodzinnym. Po wojnie został podzielony na sześć mieszkań: nasze dwupokojowe mieszkanie z kuchnią i łazienką powstało w obrębie – pierwotnie – jednego pokoju dziennego. To też dało mi do myślenia, bo jest to wątek, który trudno pominąć w analizie zabudowy historycznej. Czyli to, jakim te budynki ulegały przekształceniom i że działo się to bardziej w wyniku przemian politycznych, niż wynikało wprost z potrzeb nowych mieszkańców.

Chciałam zrozumieć otoczenie, w którym żyłam od dziecka. Wydaje mi się, że kiedy wzrastamy w jakimś środowisku architektonicznym, długo nie podejmujemy nad nim refleksji, bo jest ono dla nas naturalne. W swoich naukowych badaniach wykorzystałam szansę na skonfrontowanie się z moimi wspomnieniami.

FG: Czy według pani, my jako mieszkańcy Gdańska, dostrzegamy wartość architektury, zabytków? Czy traktujemy to jako dobro wspólne?

AP: Trudno mi na to pytanie autorytatywnie odpowiedzieć.

Architektura zawsze wiąże się z jakąś funkcją, którą ma realizować. Jeśli jest to budynek mieszkalny – przede wszystkim powinien służyć mieszkańcom, poprawiać jakość ich życia. Z zabytkami jest tak, że są to obiekty które mają już swoje lata, często także lata zaniedbań. Ten upływ czasu  niesie za sobą utratę walorów i wartości, które budynek miał w chwili powstania i wiąże się nieraz z wieloma obciążeniami dla jego mieszkańców. Rozumiem, że w takich warunkach, w takim bezpośrednim kontakcie trudniej doceniać zabytkowe wartości architektury historycznej.

Według mnie stosunek do zabudowy zabytkowej generalnie zależy, w pewnym sensie od jej stanu technicznego, a ten w wielu wypadkach jest coraz lepszy na terenie naszego miasta. Dostrzegam też dużą aktywność miłośników historycznego miasta Gdańska (oraz jego architektury) w sieci.

FG: Na swoim koncie ma pani między innymi pracę w biurze Miejskiego Konserwatora Zabytków, na czym polegała ta praca?

AP: Byłam inspektorem. Przedmiotem mojej pracy była głównie analiza dokumentacji projektowych. Czuwałam nad tym, aby realizacja zgodna z projektem zapewniała budynkom zachowanie tych walorów, które zadecydowały o objęciu go ochroną jako zabytku. Wydawałam także zalecenia konserwatorskie, które miały wskazywać, o jakich zaletach każdorazowo mówimy.

FG: Do czego się pani przydaje gedanistyka na co dzień, w pracy?

AP: Studia podyplomowe traktowałam bardzo holistycznie. Jedną kwestią jest wiedza, którą otrzymałam, inną kwestią był kontakt z badaczami, którzy mi przekazywali tę wiedzę. Był to bardzo wartościowy czas, wykładowcy pozwolili mi spojrzeć na niektóre, wydawałoby się znane mi zagadania z innej perspektywy. To było dla mnie bardzo wartościowe i wzbogacające doświadczenie.

Dzięki gedanistyce moje horyzonty zostały poszerzone. Studia pomogły mi ugruntować swoją wiedzę, ale i podtrzymać przekonanie, że na niektóre rzeczy trzeba zawsze patrzeć z wielu stron, żeby je rozumieć.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – KATARZYNĄ GÓRSKĄ

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Dziewiętnasta rozmowa odbyła się z p. Katarzyną. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Katarzyna Górska. Ukończyłam kierunek Krajoznawstwo i turystyka historyczna oraz Niemcoznawstwo na Uniwersytecie Gdańskim. Następnie ukończyłam studia podyplomowe na kierunku Gedanistyka. Obecnie pracuję w Informacji Turystycznej. W tym roku zdałam egzamin na przewodnika turystycznego po Trójmieście i Półwyspie Helskim. Jestem też lokalnym przewodnikiem po Wyspie Sobieszewskiej w ramach projektu Instytutu Kultury Miejskiej w Gdańsku.

FG: W przeszłości zajmowała się pani między innymi wolontariatem w Polskiej Izbie Turystyki, na czym to polegało?

Zajmowałam się głównie obsługą turystów różnych narodowości, którzy przyjechali do Gdańska. Udzielałam im informacji o atrakcjach turystycznych w Trójmieście, funkcjonowaniu komunikacji miejskiej czy wydarzeniach odbywających się na terenie miasta.

FG: Skąd pomysł na gedanistykę, zadecydowało tutaj właśnie zainteresowanie turystyką?

Trochę tak. Przez moje studia zainteresowałam się nie tylko zdobywaniem wiedzy o Polsce i świecie, ale odkryłam też to, że nie wyjeżdżając daleko możemy również odkrywać coraz to nowe miejsca. Poza tym jestem rodowitą gdańszczanką, więc Gdańsk zawsze był mi bliski.

FG: Jak wyglądała ta droga do zostania przewodnikiem?

To zawsze chodziło mi po głowie. Przez moje studia, zapragnęłam tego jeszcze bardziej, ale brakowało mi na to czasu. Kończąc studia, dowiedziałam się o gedanistyce oraz o tym, że studentów wspiera Fundacja Gdańska i można uzyskać stypendium. Stwierdziłam, że to świetna okazja, żeby się zapisać i zdobyć wiedzę potrzebną do wykonywania zawodu przewodnika.

Studia podyplomowe z gedanistyki, a w międzyczasie praca jako przewodnik na Twierdzy Wisłoujście, utwierdziły mnie w przekonaniu, że oprowadzanie turystów i przekazywanie im wiedzy dotyczącej Gdańska i okolic to coś co sprawie mi dużo radości i satysfakcji. Dodatkowo spotkane w pracy, jak i na gedanistyce osoby m.in. przewodnicy turystyczni czy osoby związane z instytucjami kultury także zachęcali mnie, aby pójść w tym kierunku. Ostatecznie, po ukończeniu gedanistyki zapisałam się na kurs przewodnicki.

FG: Miała pani plan, aby opracowywać innowacyjne trasy turystyczne, pokazujące mniej oczywiste miejsca w Gdańsku…

Aktualnie skupiłam się na kursie przewodnickim, na egzaminach oraz na poszerzeniu wiedzy dotyczącej historii czy architektury Gdańska. Na wycieczkach, podczas studiów czy na kursie przewodnickim poznawałam miejsca znane, ale często pokazywane zupełnie z innej perspektywy. Wiedza ta na pewno pomoże stworzyć mi trasy, które będą przebiegać poza utartymi szlakami Głównego czy Starego Miasta.

Obecnie swoją chęć stworzenia alternatywnych tras przeniosłam na Wyspę Sobieszewską. Jest to miejsce kojarzone głównie z plażą i mało kto wie, że poza nią jest tam również wiele innych miejsc, które warto odwiedzić i poznać ich historię.

FG: To w ramach pracy jako lokalny przewodnik w ramach projektu Instytutu Kultury Miejskiej?

Dokładnie. W ramach spacerów z lokalnymi przewodnikami i przewodniczkami. Spacery odbywają się po kilku dzielnicach Gdańska, ja akurat wybrałam Wyspę Sobieszewską. W planach mam również stworzenie tras po innych gdańskich dzielnicach, gdyż każda kryje w sobie coś niezwykłego.

FG: Czy gedanistyka pomogła właśnie w takim innym spojrzeniu na Gdańsk?

Jak najbardziej. Wiedza zdobyta na gedanistyce, to wiedza którą ciężko byłoby  poznać np. z książek. Osoby, które prowadziły zajęcia, często dzieliły się wynikami swoich najświeższych badań, których wyników nie zdążyły jeszcze opublikować w formie artykułu czy książki. My, jako studenci Gedanistyki mieliśmy wiedzę z pierwszej ręki. Często były to takie informacje, których nie poznalibyśmy nigdzie indziej.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – AGNIESZKĄ GUTOWSKĄ

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Osiemnasta rozmowa odbyła się z p. Agnieszką. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Agnieszka Gutowska. Ukończyłam trzy kierunki na Uniwersytecie Gdańskim. Pierwszym było dziennikarstwo i komunikacja społeczna i z tym na początku związałam się zawodowo. Następnie studiowałam zarządzanie instytucjami artystycznymi i gedanistykę. Ten wybór z kolei był związany ze zmianą pracy, która obecnie polega na prowadzeniu różnych działań w zakresie mediów społecznościowych dla klientów z różnych branż. W związku z tym, że pracuję dla wielu firm związanych z Gdańskiem – chciałam więcej dowiedzieć się o tym mieście. Jestem świeżo upieczoną gdańszczanką i zależało mi na poznaniu historii tego miejsca i pogłębieniu swojej wiedzy. Dlatego staranie się o stypendium gedanistyczne było dla mnie oczywistym wyborem.

FG: Skąd zainteresowanie Gdańskiem? Jak długo jest pani z nim związana?

AG: Mieszkam tutaj od 2010 roku. Gdańsk to po prostu mój drugi dom. Pochodzę z Żuław Wiślanych, miejsca bardzo pięknego, o bogatej historii. Ale to właśnie w Gdańsku zaczęłam szkołę średnią, tutaj studiowałam i wybrałam to miejsce, jako swoje miejsce do życia. Nie wyobrażam sobie mieszkania gdziekolwiek indziej, dla mnie Gdańsk jest po prostu najpiękniejszym i najlepszym miastem do życia.

FG: A skąd zainteresowanie dziennikarstwem, jak wyglądała ta droga?

AG: Pracowałam w jednym z lokalnych portali internetowych i w jednym z lokalnych wydań gazety. Zaczęłam pracę na pierwszym roku studiów dziennikarskich i całe życie myślałam, że to jest to, co chcę robić. Z czasem przeszłam na drugą stronę barykady i obecnie jestem związana z agencją zajmującą się marketingiem i public relations. To wynikało z chęci posiadania większej kontroli, nad tym co robię. Dziennikarstwo to taka szalona dziedzina, gdzie tak naprawdę nigdy do końca nie wiadomo, jak będzie wyglądał dany dzień. Potrzebowałam większego ustatkowania się, stąd zmiana i przeskoczenie na tę drugą stronę barykady.

Moja przygoda z dziennikarstwem była piękna i trwała 5 lat. Myślę, że ta ciekawość dziennikarska, to też taka cecha, którą można powiązać ze studentami gedanistyki, którzy chcą zgłębiać wiedzę na temat Gdańska.

FG: Praca dziennikarza była pewnie świetną okazją do poznania miasta…

To prawda. Po pierwsze, przez to, że moja praca była związana z odrywaniem różnych tematów kulturalnych. Gdańsk jako miasto artystów, wolności i kultury – dawało ku temu ogromne możliwości. Z drugiej strony, bycie w terenie pozwalało mi na odkrywanie przeróżnych aspektów życia tutaj – bliskości morza, możliwości rozwojowych, wspaniałych tras rowerowych. Pisałam o tym i poznawałam miasto, coraz bardziej się w nim zakochując.

Jak pojawiła się informacja, że rusza taki kierunek jak gedanistyka, to wiedziałam, że miasto z taką historią, ma w sobie jeszcze wiele do odkrycia. Stąd decyzja o rozpoczęciu studiów i sprawdzeniu, z czego wynikają pewne rzeczy. Choćby takie, że Gdańsk jest miastem bardzo otwartym, wielkokulturowym, różnorodnym, kolorowym, innowacyjnym i wolnościowym.

FG: Jak wspomina pani studia gedanistyczne? Do czego przydaje się ta wiedza?

AG: Ta wiedza przydaje mi się, gdy odwiedza mnie rodzina czy znajomi, ale również w życiu zawodowym. Wśród swoich znajomych z innych regionów Polski jestem już chyba taką małą informacją turystyczną. Doskonale wiedzą, że jak do mnie zadzwonią, to przedstawię im całą listę punktów koniecznych do odwiedzenia – i to bardziej z perspektywy takiego alternatywnego zwiedzania. Teraz, chociażby spacerując po Głównym Mieście, jestem w stanie wskazać różne „smaczki”, o których nie mówią przewodniki. Są to rzeczy, które zasłyszałam gdzieś na wykładach, gdańskie legendy, ukryte elementy elewacji ciekawych kamienic, na które mało kto zwraca uwagę. Dzięki naszym zajęciom w terenie jako studenci gedanistyki mieliśmy szansę je poznać.

FG: Pomagała pani w tworzeniu Gedanopedii, na czym to polegało? Z jakich metod pani korzystała przy tworzeniu haseł?

AG: Jestem autorką czterech haseł w Gedanopedii. Pracowałam nad nimi na studiach. Zdecydowałam się na opracowanie haseł związanych z kulturą współczesną i z naszymi lokalnymi artystami. Moja praca polega wówczas na pogłębionym wywiadzie. Opracowywałam np. hasła poświęcone Grzegorzowi Kwiatkowskiemu i zespołowi Trupa Trupa, odnoszącym sukcesy na skalę międzynarodową. Nasze rozmowy, najpierw mailowe, później telefoniczne polegały na szczegółowym wyciąganiu informacji. Następnie taka notatka podlegała autoryzacji, weryfikacji i sprawdzeniu, czy wszystko się zgadza. Moją metodą był więc wywiad bezpośredni. Historyczne dane musiałam potwierdzać też w literaturze i w źródłach elektronicznych oraz internetowych. Trochę sprawę ułatwiły mi studia i doświadczenie dziennikarskie. Mogłam połączyć umiejętności nabyte na dziennikarstwie i doświadczenie z szukaniem informacji do Encyklopedii Gdańskiej.

Nie ukrywam, że to był jeden z ciekawszych elementów pracy na naszych studiach. Człowiek staje się częścią czegoś większego, ma poczucie budowania wspólnoty pasjonatów Gdańska. Był i jest to nadal dla mnie powód do dumy.

FG: Współpracowała pani również z instytucjami kultury w Gdańsku…

AG: Miałam ogromną przyjemność współpracować z Instytutem Kultury Miejskiej, z Gdańską Galerią Miejską czy Gdańskim Teatrem Szekspirowskim. Jako dziennikarz bywałam w wielu gdańskich instytucjach kultury też zawodowo. Zawsze po drodze było mi do kultury, jest to też związane z prywatnymi zainteresowaniami, dlatego też te wątki kulturalne w mieście, które od lat inspirują artystów – zawsze były mi bardzo bliskie.

Chyba nie jestem typową studentką gedanistyki, bo nie planuję zostać przewodnikiem czy pracować w muzeum. W moim przypadku wiązało się to z pasją i chęcią pogłębiania wiedzy o swoim mieście. Dzięki temu, że udało mi się skończyć ten kierunek, jestem takim małym ambasadorem Gdańska. Nie tylko wśród swoich najbliższych, ale też na szerszą skalę. Próbuję promować to miejsce, jako dobre do życia i rozwijania się, również w kontekście kultury, a to wszystko poparte jest rzetelną wiedzą o historii miasta. I to jest chyba największy plus ukończenia tego kierunku.

WYWIAD Z GEDANISTĄ – DAMIANEM JAGUSZEM

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Siedemnasta rozmowa odbyła się z p. Damianem. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Damian Jagusz. Z wykształcenia jestem prawnikiem, a od kilku lat zawodowo realizuję się w zarządzaniu ryzykiem i kontroli wewnętrznej. Moją pasją od zawsze była jednak historia i kultura lokalna.

W okresie moich studiów (które nie są znów aż tak odległą perspektywą), szczególnie interesowałem się bogactwem historii prawa, również prawa na ziemiach dawnego Gdańska. Miałem wówczas okazję opracować kilka publikacji naukowych i popularnonaukowych, m.in. współtworząc książkę poświęconą znanemu gdańskiemu fotografowi Rudolfowi Th. Kuhnowi, w której pracowałem nad częścią dotyczącą historii prawa autorskiego w Gdańsku. Nie da się ukryć, że również te zainteresowania były jednym z powodów, które skłoniły mnie do rozwijania wiedzy w ramach studiów „Gedanistyka”.

Aktualnie pracuję w jednej z dużych trójmiejskich spółek, jednak mam nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś – choćby na chwilę – wrócić do podróży, jaką jest nauka.

FG: Skąd u pana zainteresowanie Gdańskiem? Wspomniał pan, że na swoim koncie ma pan między innymi pracę dotyczącą praw autorskich w Gdańsku. Skąd zainteresowanie tą tematyką?

DJ:  Myślę, że mogę nazwać siebie społecznikiem, ponieważ zawsze lubiłem angażować się lub wręcz inicjować działania wartościowe dla większej grupy osób. Mieszkając w tak wspaniałym mieście jak Gdańsk, nie sposób przejść obok tego obojętnie. To miasto z długą i wspaniałą historią, jedna z pereł mapy Polski. Warto o tym wiedzieć i nieść taką wiedzę dalej.

Dodatkowo, tak jak wspominałem, w trakcie studiów zainteresowała mnie perspektywa historyczna naszego prawa, a warto pamiętać, że Gdańsk – z racji swojej ciekawej historii – posiada interesujący dorobek dla badaczy.

FG: Historia Gdańska z takiej perspektywy prawnej – to jest coś co pana interesuje, czy sam Gdańsk również?

DJ: Perspektywa prawno-historyczna to tylko jedna strona medalu, a wręcz niewielki kawałek tortu. Gdańsk to wspaniałe miejsce do życia zarówno kiedyś, jak i – może przede wszystkim – dzisiaj. Otwartość i różnorodność, od zawsze bliskie naszemu miastu m.in. z racji nadmorskiego położenia, to składniki lokalnej tożsamości, które są bardzo bliskie mojemu sercu. Z przyjemnością zgłębiłem swoją wiedzę na temat podstaw funkcjonowania miasta, które cechuje się tak dobrą energią.

FG: Założył pan Studenckie Koło Prawa Morskiego na Wydziale Prawa i Administracji UG, które funkcjonuje do dzisiaj. Był pan też w zespole redakcyjnym czasopisma. Został pan też wyróżniony przez marszałka województwa za wkład w budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Skąd u pana ta chęć aktywnego uczestniczenia w życiu uczelni?

DJ: Zawsze lubiłem angażować ludzi do czegoś większego, rozwojowego. Dla przykładu, gdy tylko dowiedziałem się, że na Uniwersytecie Gdańskim – uczelni, której motto to „In mari via tua”, czyli „W morzu przyszłość twoja” – nie funkcjonuje zrzeszenie studenckie, które zajmowałoby się problematyką prawa morskiego, od razu postanowiłem zadziałać. Cieszę się, że aktywność ta spotkała się z ciepłym przyjęciem, a Koło do dzisiaj realizuje ciekawe i wartościowe inicjatywy.

FG: Jak to się stało, że trafił pan na gedanistykę?

DJ: To się zadziało z dnia na dzień. Od informacji, do wykonania tego pomysłu, upłynęło kilkanaście, może kilkadziesiąt godzin. Zawsze chętnie angażuję się w działania, które „poszerzają horyzonty” – zwłaszcza, jeśli dotyczą tematów mi bliskich.

FG: Do czego to „poszerzenie horyzontów” się przydało?

DJ: Od czasu studiów gedanistycznych każdy spacer po Gdańsku wygląda inaczej. Studia pozwoliły mi posiąść wiele informacji na tematy dotychczas nieznane, a dotyczące miejsc odwiedzanych na co dzień przez wielu z nas. Zdobytą wiedzę staram się dystrybuować również w kontaktach z rodziną, przyjaciółmi i znajomymi.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – MAGDALENĄ MICHALIK

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Piętnasta rozmowa odbyła się z p. Magdaleną. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Magdalena Michalik. Z zawodu jestem historykiem sztuki. Studia licencjackie ukończyłam w Gdańsku, magisterskie w Warszawie. Skończyłam również studia podyplomowe: muzealnictwo i gedanistykę, z nadzieją znalezienia pracy w muzeum. W planach mam jeszcze doktorat. Obecnie jestem mamą na pełny etat.

FG: Z zawodu jest pani historykiem sztuki, skąd ten pomysł, jak wyglądała ta droga?

MM: Sztuka zawsze była obecna w moim życiu. Na początku oczywiście nie pod względem historii i czytania książek. Malowałam,  chodziłam na zajęcia plastyczne. Dopiero w liceum ukierunkowałam się historycznie i stąd ten wybór. Bardzo się cieszę, że skończyłam te studia, bo mimo tego, że jeszcze nie dały mi zbyt wiele w sensie zawodowym, to poszerzyły moje horyzonty.

FG: Skąd to zamiłowanie do Gdańska, kiedy to się zaczęło?

MM: Na studiach, moją taką pierwszą miłością, pierwszym wielkim zainteresowaniem była sztuka niderlandzka późnego średniowiecza. Łączy się ona bardzo mocno z innymi aspektami dotyczącymi właśnie Gdańska: gospodarką, sztuką, ekonomią – miasta również należącego do Hanzy, podobnie jak większość innych miast niderlandzkich. Naturalnym, kolejnym krokiem było więc zgłębianie przede wszystkim sztuki gdańskiej, połączonej żywą tkanką z miastami niderlandzkimi.

Na studiach licencjackich w Gdańsku uczyliśmy się wiele o historii samego miasta,  więc zawsze gdzieś ten Gdańsk był w obszarze moich zainteresowań. Czasem jako samo miasto, czasem w kontekście sztuki niderlandzkiej.

FG: Aktualnie jest pani mamą na pełen etat, czy te opowieści o Gdańsku pojawiają się przy wieczornym czytaniu bajek, podczas spacerów?

MM: Tak. Co prawda, pandemia mocno pokrzyżowała nam plany. Bo zamierzałam być z córką w muzeum przynajmniej raz w tygodniu. Dlatego dopiero teraz zaczynamy – wystawą Włodzimierza Szpingera w Ratuszu Głównego Miasta, potem oczywiście Muzeum Narodowe, do którego zawsze chętnie wracam.  Sztuka i Gdańsk są cały czas obecne w naszym życiu, staram się na przykład uzupełniać literaturę o różne książki w tej tematyce.

FG: Aktualnie, prowadzi pani kurs dla maturzystów, którzy chcą zdawać historię sztuki…

MM: Egzamin wygląda tak samo, jak zwykły egzamin maturalny. Tylko oczywiście jest związany z tematyką historii sztuki. Polega na rozpoznawaniu obrazów, rozpoznawaniu stylów. Trzeba się też popisać wiedzą na temat biografii artystów i oczywiście napisać pracę.

Zajęcia zawsze rozszerzam o kilka ciekawostek o Gdańsku. Chcę, żeby moi uczniowie bardziej zgłębili ten temat, dowiedzieli się tego, jak kiedyś miasto wyglądało. Omawiamy szczególnie to, jak kiedyś wyglądało Główne Miasto, pod względem architektonicznym.

FG: W ubiegłych latach prowadziła pani autorski cykl wywiadów z historii sztuki dla seniorów, czy łatwo jest zainteresować innych tym tematem?

MM: Seniorzy to bardzo wdzięczna grupa słuchaczy. Chcą coś robić, chcą się wciąż uczyć. Dlatego cały czas mam ich na względzie. Od przyszłego roku chcę wrócić do aktywności zawodowej i mam nadzieję, że uda mi się wrócić do przeprowadzania wykładów. Prowadziłam zajęcia ogólnie o historii sztuki, ale również zajęcia poświęcone sztuce Gdańska. Fajnie jest pokazywać ludziom, że mamy coś super – dosłownie na wyciągnięcie ręki.

Podobnie mam z maturzystami. Opowiadając im o sztuce niderlandzkiej, o wielkich nazwiskach, pokazuję też że nie trzeba jechać np. do Brukseli, żeby to zobaczyć. W Gdańsku naprawdę mamy się czym pochwalić.

FG: No właśnie, chcąc dowiedzieć się więcej o historii sztuki Gdańska, o architekturze, gdzie warto się wybrać, co zobaczyć?

MM: Ja zawsze polecam te tak zwane „blockbustery” Gdańska. Czyli Dwór Artusa, Ratusz, które mają piękne wnętrza i które robią naprawdę ogromne wrażenie. Oddają choć trochę to, jak Gdańsk był bogatym i wspaniałym miastem.

Moją wielką miłością – jako przyszłego muzealnika – jest Muzeum Narodowe w Gdańsku, które teraz przechodzi sporą transformację. Zachęcam, żeby zobaczyć Oddział Sztuki Dawnej. Wbrew pozorom, mimo zamiłowania do historii, moim ulubionym miejscem w Gdańsku jest też Park Oliwski.

FG: Skąd pomysł na gedanistykę, co pani dały te studia w pracy, w życiu codziennym?

W życiu zawodowym jeszcze nie udało mi się wykorzystać tej wiedzy. Mam nadzieję, że uda mi się to w najbliższym czasie.

Gedanistyka przede wszystkim poszerzyła moje horyzonty, wzbogaciła moją wiedzę o historii Gdańska. To była pełna historia miasta od czasów najwcześniejszych do czasów dzisiejszych, którą wykładali różni specjaliści. Była to historia sztuki, historia, ale również pojawiały się zaskakujące aspekty biologiczno-medyczne. Wszystko to było arcyciekawe.

Pamiętam wykład dotyczący tego, co znajdowało się w rynsztokach w Gdańsku. Archeolodzy badali śmieci, przedmioty które bardzo dużo mówiły o życiu dawnych gdańszczan. Okazuje się, że to bardzo wiele mówi o ludziach, o tym jacy byliśmy, jacy jesteśmy. Dzięki gedanistyce zdobyłam nie tylko wiedzę historyczną, ale też inne spojrzenie na świat.

WYWIAD Z GEDANISTĄ – SZYMONEM KNITTEREM

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Czternasta rozmowa odbyła się z p. Szymonem. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Szymon Knitter. Z wykształcenia jestem politologiem, jestem absolwentem Uniwersytetu Gdańskiego. Prawie od 7 lat pracuje w sektorze pozarządowym. Obecnie jestem pracownikiem Regionalnego Centrum Wolontariatu w Gdańsku.

FG: Ponoć tą ciekawość Gdańska rozpaliła w panu babcia?

SK: Dokładnie tak. Moja babcia jest gdańszczanką. Urodziła się na terenie Wolnego Miasta Gdańska, pochodzi z okolic Postołowa. Faktycznie, od samego początku krzewiono we mnie tę pasję i zainteresowanie Gdańskiem. Przejawiało się to po prostu w zwykłych rozmowach: o tym, co słychać w mieście, co się buduje, jak zmieniała się dana linia autobusowa, o lokalnej polityce. To bardzo na mnie wpłynęło i dzięki temu zacząłem się interesować zarówno tymi najważniejszymi zabytkami, jak i mniej popularnymi miejscami w Gdańsku. To też poskutkowało tym, że zacząłem jeździć po Pomorzu i odkrywać korzenie swojej kaszubsko-kociewskiej rodziny. A kiedy pojawiła się możliwość pogłębienia swojej wiedzy, takiej już formalnej, to stwierdziłem, że to jest dobra okazja.

FG: Właśnie, ukończył pan studia etnologiczne. Skupiał się pan nie tylko na mieszkańcach Gdańska, ale też np. na Kaszubach. Z innymi studentami wydawał pan pismo antropologiczne, organizowaliście spacery po Gdańsku…

SK: Byliśmy drugim rocznikiem studiów etnologicznych na Uniwersytecie Gdańskim. Stworzyła się fantastyczna społeczność ludzi, którzy naprawdę wiedzieli po co przychodzą na te studia. Stąd też właśnie inicjatywy w ramach Studenckiego Koła Naukowego Etnologów. Między innymi, wydawaliśmy pismo TamTam. Za te wszystkie działania otrzymaliśmy Nagrodę Czerwonej Róży dla najlepszego Koła Naukowego w Trójmieście. Co było też w pewnym sensie nobilitacją za – faktycznie – dość duży wysiłek związany nie tylko z wydawnictwem, ale też z innymi działaniami, np. związanymi z przybliżaniem mieszkańcom różnych religii, które w Gdańsku istniały, lub istnieją do dziś. Był to taki cykl spotkań i spacerów po świątyniach. Badania terenowe, które przeprowadzaliśmy także wpłynęły na moje zainteresowanie odkrywaniem naszego regionu, na różnych płaszczyznach.

FG: Brał pan udział w ciekawym projekcie „Stocznia Jest Kobietą”, w którym chodzi o pokazanie pracy i życia w Stoczni, z perspektywy kobiet…

SK: Ten projekt polega przede wszystkim na tym, aby pokazać „HerStory”, czyli historię Stoczni z perspektywy kobiecej. Odkrywaliśmy fascynujące postacie kobiece, które były kluczowe dla rozwoju Stoczni Gdańskiej i historii. Moją rolą w tym projekcie było odkrywanie biogramów, ale także realizowanie wywiadów z pracowniczkami i pracownikami Stoczni, którzy w latach 70 i 80 tam pracowali i byli świadkami wielu wydarzeń. Nie interesowała nas ta „duża” historia, tylko antropologiczne spojrzenie na codzienną pracę w Stoczni Gdańskiej. Projekt funkcjonuje do dziś.

FG: Działa też pan lokalnie. Między innym w Stowarzyszeniu Morena, współpracował pan z Młodzieżową Radą Miasta i Młodzieżową Radą Województwa. Z czego biorą się te inicjatywy? Chce pan mieć wpływ na to, co dzieje się w Gdańsku, jak się zmienia?

SK: Chyba wyszedłem z założenia, że chcę pokazywać różnego rodzaju możliwości dla młodych ludzi. Tego właśnie się trzymam od początku swojej kariery zawodowej w organizacjach pozarządowych. Chodzi m.in. o różnego rodzaju fundusze, po które młodzi ludzie mogą sięgać, aktywizację społeczną młodzieży. Pewnie to zasługa mojej rodziny, którzy od początku krzewili we mnie taką postawę obywatelską. Babcia interesuje się życiem społecznym miasta do dziś, dziadek długie lata działał społecznie w mieście, a z kolei moja mama aktywnie działa przy Stowarzyszeniu Waga na Biskupiej Górce. Teraz ja próbuję przekuć swoją wiedzę i doświadczenia w działania i pokazać różnego rodzaju możliwości młodym ludziom.

W Stowarzyszeniu Morena opiekowałem się Młodzieżową Radą Województwa Pomorskiego i koordynowałem Gdański Fundusz Młodzieżowy. W tym momencie, jako pracownik Regionalnego Centrum Wolontariatu w Gdańsku, rozwijam wolontariat zagraniczny dla młodych ludzi, koordynuję również program wolontariatu w Europejskim Centrum Solidarności. Dzięki temu mam możliwość pokazywania młodym ludziom w moim rozumieniu otwartej, aktywnej postawy obywatelskiej.

FG: Co dała panu gedanistyka? Kiedy narodził się ten pomysł?

SK: Powodem, dla którego w ogóle zdecydowałem się na te studia, była chęć nauczenia się opowiadania o swoim mieście. Swego czasu gościłem w Gdańsku wielu obcokrajowców w ramach „couchsurfingu”, czyli udostępniania swojej przestrzeni na nocleg, a przy okazji też poznawania nowych osób.

I faktycznie, kiedy już te osoby przyjeżdżały, nie sposób było nie pokazać miasta i ciekawych miejsc. Wychodzę z założenia, że najciekawiej odkrywa się nowe miejsce z mieszkańcami, czyli z lokalsami. Dlatego podjąłem te studia i chciałem pogłębić swoją wiedzę. Była to alternatywa dla kursu przewodnickiego, który wtedy był dla mnie nieosiągalny. Zastanawiałem się, czy nie obrać nowej zawodowej drogi i zostać przewodnikiem. Tutaj pojawiła się taka możliwość, aby dowiedzieć się czegoś nowego i wykorzystać to później, w bardzo nieformalnym pokazywaniu miasta. Do dziś wykorzystuję zdobyte informacje. Znajomi wiedzą o moich zainteresowaniach, stąd do dziś polecają mnie swoim gościom. Od czasu do czasu wciąż oprowadzam „po godzinach”.

Gedanistyka przede wszystkim pozwoliła mi lepiej zrozumieć konteksty historii naszego miasta. Zdobyłem szeroką perspektywę rozwoju i historii naszego miasta. Rozumiem dzięki temu ludzi, społeczność, kulturę. To pozwala mi czuć się w pełni obywatelem naszego miasta. Gedanistyka bardzo usystematyzowała moją wiedzę i uważam to za ogromną wartość.

WYWIAD Z GEDANISTĄ – JAKUBEM RACIBORSKIM

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Trzynasta rozmowa odbyła się z p. Jakubem. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Jakub Raciborski, z wykształcenia jestem historykiem. Jestem przewodnikiem po Trójmieście, pilotem wycieczek, gedanistą. Przez lata pracowałem w szkole, ostatnio zajmuję się przewodnictwem. Aktualnie, z racji pandemii, wskoczyłem na rower i rozwożę jedzenie jako kurier rowerowy i poznaję Gdańsk od strony podwórek.

FG: Pracował pan w szkole, gdzie edukował pan młodzież na temat tożsamości i świadomości historycznej, czy to łatwe zadanie?

JR: Z młodzieżą trzeba pracować w ten sposób, że trzeba im wszystko pokazywać. To nie może być sucha wiedza. Ja pracowałem w taki sposób, że młodzież szkolną po prostu oprowadzałem, wyciągałem na wycieczki szkolne – i to był cały cykl wycieczek. Wtedy istniał profil klas turystycznych. Jest to trudne, ale do zrobienia. Trzeba to ugryźć od strony praktycznej i liczyć, że to w przyszłości zakiełkuje.

FG: Była to taka „aktywna” edukacja…

JR: Tak. To były wycieczki, w różnej formie. Czasami były to typowo wycieczki przewodnickie, czasem wycieczki do lasu. Łączyliśmy to, że młodzież może się wyszaleć – z wiedzą historyczną. Później w szkole, z wycieczki był sprawdzian. Dzięki temu wiedza się utrwalała. Młodzież idąc na wycieczkę, wiedziała że musi coś z niej zapamiętać. Że nie jest to tylko wyjście rozrywkowe. Były też wycieczki w formie zabawy, w formie gier terenowych i gier miejskich.

FG: Jak wyglądała droga do zostania przewodnikiem?

JR: Uprawnienia zrobiłem w 2007 roku, więcej pracowałem na początku jako pilot wycieczek – jeździłem z wycieczkami autokarowymi po Polsce. Później, kilkanaście lat pracowałem jako nauczyciel w klasach turystycznych. I to de facto była już ta praca przewodnika po Trójmieście, właśnie z młodzieżą szkolną. Po odejściu ze szkoły – dalej pracowałem jako przewodnik.

FG: Pracując z młodzieżą, opracowywał pan plany wycieczek, które pokazywały mniej znane dzielnice Gdańska…

JR: Tak. Mieliśmy zawsze w planie jedną lub dwie wycieczki takie typowe – po Gdańsku, jak z turystami. Zwiedzaliśmy Długi Targ, Mariacką i Główne Miasto. Zaczynaliśmy zawsze od okolic szkoły, czyli właśnie Oliwa, Lasy Oliwskie, a dalej fortyfikacje i inne popularne aktualnie miejsca.

FG: Dlaczego właśnie warto zajrzeć na inne dzielnice Gdańska, te mniej popularne wśród turystów?

JR: Gdańsk jest bardzo zróżnicowany i ma bardzo bogatą historię. Poznając tylko historię Śródmieścia, jesteśmy zamknięci w jakiś ograniczających ramach. A Gdańsk to także przyroda, morze, piękne widoki. Także historia późniejsza, nie tylko średniowieczna. Jak się zwiedza te inne dzielnice, to widzimy że jest to żywe miasto, które się zmienia.

FG: Jest pan osobą, która bardzo angażuje się w lokalne inicjatywy…

JR: Bardzo mocno. Właśnie na gedanistyce, pamiętam że było wielu przewodników i osób zaangażowanych w miasto, w życie w swoim mieście. Od dwóch lat jestem radnym dzielnicy Oliwa. Angażuję się więc w sprawy oliwskie. Z naszego rocznika na gedanistyce, mamy trzech radnych dzielnicowych, także dość duża reprezentacja.

FG: Co dała panu gedanistyka? Czy przydaje się na co dzień?

JR: Najwięcej się przydaje w tej pracy przewodnickiej. To było świetne odświeżenie i rozszerzenie wiedzy, które się przydaje jak oprowadzamy grupy. Zajęcia gedanistyczne były bardzo szerokie: o złotnictwie, o rzemieślnikach, o Wolnym Mieście Gdańsku, o sztuce, religii. Nigdy nie wiadomo, kiedy taka wiedza może się przydać – a przydaje się bardzo.

Bardzo cenię sobie też to poznanie ludzi na gedanistyce, kontakt z innymi przewodnikami. Najczęściej na ulicy po prostu się mijamy i pozdrawiamy. Była to okazja do ciekawych rozmów i poznania ze środowiskiem przewodnickim.

FG: Skąd pomysł na gedanistykę? Skąd ta miłość do Gdańska?

JR: Gedanistyką zainteresowałem się już wcześniej – to były jeszcze czasy zmiany przepisów przewodnickich. Kiedyś były licencje przewodnickie, później to zniesiono. I pojawiła się gedanistyka – coś nowego. Było to dla mnie coś ożywczego i chciałem spróbować. Bardzo dobrze zrobiłem i cieszę się z tego.

Skąd miłość do Gdańska? Ja to traktuję tak, że miłość do miasta oznacza zaangażowanie. To nie chodzi tylko o to, że Gdańsk mi się podoba – a zaczął mi się podobać już po paru latach od zamieszkania tutaj. Chciałem wiedzieć coś więcej, żeby to nie była tylko taka płytka wiedza. Żeby też stopniowo zacząć działać dla miasta, albo przynajmniej trzymać rękę na pulsie. Żeby wiedzieć, że ono się zmienia i mamy jakiś wpływ na to, jak się zmienia – tak to traktuję.