WYWIAD Z GEDANISTĄ – ŁUKASZEM MALINOWSKIM

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Jedenasta rozmowa odbyła się z p. Łukaszem. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Łukasz Malinowski, jestem informatykiem, pracuję w branży IT, obecnie studiuję gedanistykę.

FG: Jak się już zostaje zwycięzcą Wielkiego Testu Wiedzy o Metropolii Gdańsk-Gdynia-Sopot, podobno bardzo trudnego, to co tu jest jeszcze więcej do dowiedzenia się o Gdańsku, że ciągnie kogoś na gedanistykę?

ŁM: Tak się tylko wydaje. Kilka razy uczestniczyłem w olimpiadzie wiedzy o Gdańsku, a ostatnio w wielkim teście wiedzy o Gdańsku i często czegoś brakowało, ostatnio znalazłem się tuż za podium, a tylko pierwsze trzy miejsca były nagradzane. Zająłem to czwarte, jak mówią sportowcy, najbardziej pechowe miejsce.

FG: Czyli twój cel to wygrywanie co roku?

ŁM: Tak się nie da. Pamiętajmy, że to przecież rozrywka. Nie jest tak, że można założyć sobie wygraną w każdym teście czy konkursie, bo – wiadomo – rywale też są dobrze przygotowani, pytania mogą być zaskakujące i nie jest to też taka typowa wiedza egzaminacyjna. Czasem są pytania o ciekawostki albo o rzeczy bardziej do wydedukowania niż do nauczenia. Więc nie można tego zaplanować, natomiast jak się poszerzy wiedzę, to szanse na wygraną na pewno są większe.

FG: Skoro tak często bierzesz udział w takich testach, to rozumiem że twoja pasja do Gdańska to nie tylko regularne spacery po mieście, ale też kolekcjonowanie w głowie konkretnych faktów?

ŁM: Tak, lubię to robić, zbierać ciekawostki. I jest też tak, że często coś, co do tej pory mnie nie interesowało, nagle zaczyna mnie interesować gdy trafię na ciekawy artykuł, książkę czy wykład.

FG: A co na przykład?

ŁM: Bardzo mnie zaciekawiły wykłady z historii sztuki na gedanistyce. Gdzie dużo się mówiło o motywach w konkretnej rzeźbie czy malarstwie. I to tak fajnie potem poodkrywać samemu, zobaczyć te dzieła sztuki w Gdańsku i samemu te motywy przeanalizować, odkryć, zobaczyć. Wcześniej na to nie zwracałem aż takiej uwagi.

FG: Bo jako informatyk po Politechnice Gdańskiej raczej w historii sztuki nigdy nie siedziałeś…

ŁM: Tak, choć niektórzy mówią, że programowanie to też jest na swój sposób sztuka i że informatycy korzystają z doświadczeń innych dziedzin. Są na przykład pewne wzorce projektowe, które wywodzą się z wzorców architektonicznych. Także wbrew pozorom jakieś powiązania można znaleźć i nie są to dziedziny aż tak bardzo oddalone od siebie.

FG: Ty nie jesteś gdańszczaninem od urodzenia, bo pochodzisz z małego miasta, również bogatego historycznie…

ŁM: Tak, chodzi o Ornetę, nazywaną często „perłą architektury warmińskiej”. To małe miasteczko na Warmii, które ma bogatą historię, a na szczęście wojenna zawierucha w znacznej mierze je oszczędziła. Warto Ornetę odwiedzić i lepiej poznać. Z tego miasta zresztą pochodził Jan Wulff – budowniczy organów w Oliwie. Rodzina Wulfów prowadziła w Ornecie znaną firmę organmistrzowską, ale to on jest z nich najsłynniejszy. Dla mnie ta postać jest szczególnie bliska. Gdy widzę sunący po torach tramwaj nazwany jego imieniem, to od razu robi mi się cieplej na sercu.

FG: W końcu podążyłeś jego śladami – najpierw Orneta, potem Gdańsk!

ŁM: Trochę tak, rzeczywiście. Poza tym urodziłem się w bardzo ważnym dla Gdańska roku 1980 – roku Solidarności, gdy miasto było na ustach całego świata. Gdybym miał się doszukiwać powiązań mojej osoby z Gdańskiem, to jest również jedno z nich.

FG: No właśnie, dla ciebie najciekawszym wycinkiem historii Gdańska jest jej bardziej współczesna część.

ŁM: Tak. Jest bardziej bliska i można ją skonfrontować nawet ze swoimi doświadczeniami czy historiami rodzinnymi. Poza tym z tego czasu zachowanych jest bardzo dużo dokumentów. Ostatnio przygotowywałem do Gedanopedii hasło związane z Krajowym Komitetem Strajkowym, który powstał po wybuchu stanu wojennego i mogłem przy tym pracować na materiałach udostępnionych przez Europejskie Centrum Solidarności. To wszystko wydało mi się takie namacalne i dostępne, na przykład gdy zobaczyłem ulotki wydawane przez ten komitet. Tego typu materiały też po prostu łatwiej jest nam zrozumieć, w porównaniu do tych sprzed wielu wieków. Choć na swój sposób i te bardzo stare są przecież fascynujące.

WYWIAD Z GEDANISTĄ – BARTOSZEM HOŁÓWKO

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Dziesiąta rozmowa odbyła się z p. Bartoszem. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Bartosz Hołówko, jestem doktorantem na Politechnice Gdańskiej, na co dzień zajmuję się obsługą techniczną nieruchomości. Obecnie studiuję gedanistykę.

FG: Na roku masz chyba głównie humanistyczne głowy. Ty jesteś za to klasycznym umysłem ścisłym – Politechnika Gdańska: tam studia, tam doktorat, teraz praca inżyniera. A mimo wszystko odbiłeś z nauk ścisłych w gedanistykę. Dlaczego?

BH: To wynika z moich zainteresowań, z tego co robię w czasie wolnym. A w czasie wolnym zajmuje mnie historia, szczególnie naszego regionu. I tak było od początku. Zresztą kończyłem I Liceum Ogólnokształcące w Gdańsku w klasie o profilu humanistycznym, stricte historycznym. No i to raczej politechnika wypadła przypadkowo…

FG: No właśnie, dlaczego nie poszedłeś na historię?

BH: Trochę z pobudek praktycznych, finansowych. Ale też wiem, że nie byłbym najlepszym historykiem. Bo żeby gdzieś zajść dalej w tej dziedzinie, to trzeba być po prostu w niej naprawdę dobrym.

FG: Czyli przez lata byłeś historykiem-pasjonatem i wciąż chcesz, żeby to było twoje hobby, będące trochę obok twojej kariery?

BH: Tak. Staram się odróżniać te dwie rzeczy, ale jednocześnie ich nie wykluczać.

FG: Więc przez czas studiów na Politechnice Gdańskiej trochę odpłynąłeś od dotychczasowych zainteresowań…

BH: Niestety tak. Aczkolwiek historia jako hobby zawsze gdzieś jest, po godzinach – czy studiowania, czy pracy. Zresztą na PG można było bawić się w krajoznawstwo i poznawanie okolicy. Działa tam na przykład stowarzyszenie GDAKK, zajmujące się szeroko pojętą turystyką regionalną. Na uczelni są też przecież przedmioty typowo humanistyczne, wykładane przez profesorów zajmujących się od lat fizyką teoretyczną. Choćby historia nauki.

FG: A w tej historii Gdańsk ma przecież swoją istotną rolę.

BH: No właśnie. Jan Heweliusz, Daniel Fahrenheit – to wszystko przecież gdańszczanie! A wkład w naukę mają ogromny.

FG: Jakie studia skończyłeś i z czego robisz doktorat?

BH: Studia to nanotechnologia. Z tym że byłem pierwszym, „doświadczalnym” rocznikiem tego kierunku, więc wolę raczej o nim mówić jako o inżynierii materiałowej, ze specjalizacją w materiałach budowlanych i energetyce. A studia doktoranckie to elektronika. A konkretniej to zajmuję się ogniwami paliwowymi. Co – niestety – z moją obecną pracą nie do końca się wiąże.

FG: Bo na co dzień pracujesz…

BH: Zawodowo zajmuję się obsługą techniczną nieruchomości. Budynków wielolokalowych. Również tych sędziwych, które powstały przed wojną, ujętych w gminnych zasobach zabytków, pod opieką konserwatora.

FG: I tutaj docieramy do styku twojej pracy jako inżyniera, z tym co zdobywasz na studiach na gedanistyce. Bo wiedza o gdańskich zabytkach to jej spory element.

BH: Oczywiście. Miasto jest niczym bez swoich budynków. To przecież nie tylko ludzie, ale i zabudowa. A wiedza o tym, jaka była ta zabudowa na przestrzeni wieków pozwala nam kształtować ją i teraz, i w przyszłości.

FG: A gdybyś miał wybrać jedną, znaną gdańską nieruchomość do nadzoru, to co byś wybrał?

BH: Pewnie nie będę oryginalny mówiąc, że fajnie byłoby zrewitalizować coś na Głównym Mieście. Co prawda nie jestem architektem, ale gdybym mógł dołożyć do tego jakąś cegiełkę…

FG: Choć akurat Główne Miasto jest w dużej mierze odnowione, w przeciwieństwie do wielu innych dzielnic…

BH: Ja się zajmuję budynkami w dzielnicy Orunia. Dostaliśmy właśnie bardzo fajne dofinansowania na stare kamienice z lat 30-tych XX wieku. Będziemy remontować elewacje, docieplać budynek, odtwarzać elementy małej architektury. Będzie to kolejna cegiełka do tego, by Orunia stała się taka jaka powinna być.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – MONIKĄ KOSIKOWSKĄ

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Dziewiąta rozmowa odbyła się z p. Moniką. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Monika Kosikowska, jestem instruktorką harcerską, działam i pracuję w Chorągwi Gdańskiej ZHP. Obecnie studiuję gedanistykę.

FG: Od ilu lat jesteś w harcerstwie?

MK: Policzmy… chyba dwudziestu pięciu. Jak nie więcej!

FG: Czy bycie w harcerstwie tutaj, w Gdańsku, to już taki trochę wstęp do gedanistyki? Dużo pracy w terenie, dużo lokalnej działalności społecznej…

MK: Chyba każdy młody człowiek, który trafia do któregoś z hufców działających chociażby w Chorągwi Gdańskiej ZHP, przez udział w biwakach, rajdach czy obozach poznaje swój mały region. Bo zawsze znajdzie się jakiś element związany z historią albo miejsca, albo ludzi, którzy w nim żyli. I jak najbardziej jest to zaszczepianie takiej pasji do zgłębiania wiedzy na temat miejsc, które się odwiedza. Żeby w przyszłości nie jechać gdzieś dla samych restauracji czy sklepów, tylko żeby wiedzieć dokąd się jedzie, przygotować się do tego i wiedzieć co można spotkać na miejscu.

FG: Ty chociażby od lat bierzesz udział w corocznych uroczystościach na Westerplatte, które jest przecież niezwykle ważnym wycinkiem historii Gdańska.

MK: Pamiętam, że po raz pierwszy brałam udział w Zlocie Westerplatte organizowanym przez Hufiec Gdańsk Portowa w 1998 roku. Z kolei później corocznie jeździłam z dziećmi z mojej drużyny harcerskiej, którą prowadziłam przez kilka lat, żeby to one poznawały historię okresu wybuchu II wojny światowej. Później wielokrotnie współtworzyłam program tego wydarzenia, raz pełniłam funkcję komendantki zlotu.

FG: Domyślam się zatem, że do twoich pasji należą i historia, i aktywizm społeczny. Ale wykształcona jesteś w nieco innym kierunku.

MK: Faktycznie, trochę w innym. Najpierw zdobyłam licencjat z cywilizacji śródziemnomorskiej, następnie tytuł magistra krajoznawstwa i turystyki historycznej.

FG: A krajoznawstwo w wersji mikro to, powiedzmy, „gdańskoznawstwo”, czyli de facto gedanistyka…

MK: Dokładnie. O tych studiach myślałam tak naprawdę już od kilku lat. Ale z racji wielu różnych zobowiązań musiałam troszeczkę poczekać. I w tym roku nadarzył się ten moment, żeby wreszcie rozpocząć studia na gedanistyce.

FG: No i? Poszerzasz swoją wiedzę? Czujesz, że pęcznieje w twojej głowie wraz z każdymi zajęciami?

MK: Zdecydowanie tak. Jest wiele rzeczy, które tak naprawdę przypominam sobie z mojego dotychczasowego poznawania miasta. Do tej pory jednak skupiałam się wokół Westerplatte i 1939 roku, a teraz mam przekrój przez wieki po kolei. Duża zasługa w tym wykładowców, którzy potrafią opowiadać o tym z pasją tak, że chce się tego słuchać. Pomimo tego, że dzieje się to póki co głównie w formie zdalnej.

FG: A który okres historii Gdańska najbardziej cię interesuje?

MK: Bardziej dawny Gdańsk. Kultura i życie w mieście. Już nawet nie tyle same zabytki, tylko to jak się żyło, jak to kiedyś funkcjonowało. I tak sobie teraz myślę, że przecież jeszcze w czasie matur, gdy miałam prezentację na egzaminie z języka polskiego, to moim tematem były „Zabytkowe nazwy ulic Gdańska”. Czyli już wtedy coś było na rzeczy.

FG: Gdańsk przed wiekami to oczywiście tętniące życiem Główne Miasto. Ale to przecież także wyspy. My rozmawiamy akurat na Wyspie Portowej, bo mieszkasz na Stogach. Natomiast miałaś też spory epizod swojego życia poświęcony Wyspie Sobieszewskiej.

MK: Tak, miałam możliwość obserwować „Program społeczny rozwoju Wyspy Sobieszewskiej”, mający na celu zaangażowanie i wspieranie mieszkańców w proces pozytywnych zmian na wyspie, a który miał związek z planami organizacji w tym miejscu zlotu skautów z całego świata. Ten zlot poprzedzały kilkuletnie przygotowania. Mieszkańcy mogli dostrzec w trakcie programu, że przygotowania do zlotu i jego organizacja mogą przynieść wymierne korzyści dla wyspy, oraz że skauci na pewno będą chcieli zostawić po sobie coś dobrego.

FG: Taki przybysz z zewnątrz często myśli, że Wyspa Sobieszewska to właściwie nie jest Gdańsk. A czy ty w tym wyjątkowym miejscu czujesz klimat miasta?

MK: To prawda, że nie ma tam typowych gdańskich kamieniczek. Ale jest wiele elementów nawiązujących do historii. Choćby dawne uzbrojenie z okresu wojny czy pozostałości Forsterówki w Orlu. Natomiast z wyspą jest tak, że coraz więcej osób spoza Gdańska odkrywa jej uroki jako miejsca będącego trochę dalej od gwaru centralnych części miasta. Idealnego na spacery, wycieczki rowerowe czy typowy nadmorski wypoczynek.

FG: Do czego ci się przyda gedanistyka? W sensie zawodowym. Twoje miejsce codziennej pracy to Chorągiew Gdańska ZHP.

MK: Oczywiście, że się przyda! Chociażby w momencie, gdy planujemy różne przedsięwzięcia dla dzieci i młodzieży z Gdańska i całego województwa. Zwłaszcza kiedy chcemy im zaproponować różne aktywności, to wiedza zdobyta na gedanistyce pozwala znaleźć takie elementy, które może na co dzień są niezauważalne i niewykorzystywane, ale dzięki wpleceniu ich w scenariusz chociażby gry terenowej czy fabuły przygotowywanego wydarzenia, wyjazdu, pozwala to lepiej zrozumieć dane zagadnienie. I odkryć miasto ze strony wcześniej nie znanej.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – RAISĄ KORYCKĄ

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Ośma rozmowa odbyła się z p. Raisą. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Raisa Korycka, jestem przewodniczką i tłumaczką. Aktualnie studiuję gedanistykę na Uniwersytecie Gdańskim.

FG: Większość naszych gedanistów jest związana z Gdańskiem przez całe swoje życie. Pani natomiast wprowadziła się tu cztery lata temu. Jak się pani czuje w towarzystwie „starych”, rodowitych gdańszczan?

RK: Bardzo komfortowo. Mam tu sporo przyjaciół i znajomych. Historię Gdańska znam już naprawdę dobrze. Zresztą przecież po drugiej wojnie światowej do Gdańska, można tak powiedzieć, prawie wszyscy przyjechali. Jak ktoś mi mówi, że „jest rodowitym gdańszczaninem”, to patrzę na to z przymrużeniem oka.

FG: Bo pani właściwie od początku swojego życia w Gdańsku wzięła się za zgłębianie wiedzy o tym mieście.

RK: I to przez przypadek, chociaż mówi się, że w naszym życiu nie ma przypadków. Swoją przygodę z przewodnictwem zaczęłam od kursu przewodnika po budynku i wystawie stałej Europejskiego Centrum Solidarności. Potem poczułam smak tego zawodu i potrzebę poszerzenia swojej wiedzy. Wtedy ukończyłam roczny kurs PTTK i po otrzymaniu certyfikatu przewodniczki po Trójmieście stwierdziłam: im dalej, tym chcę więcej. Więc ukończyłam roczny kurs przewodnika po zamku w Malborku. Zdobyłam też uprawnienia do oprowadzania po Muzeum Emigracji w Gdyni.

FG: A jak to się stało, że trafiła pani akurat do Gdańska?

RK: Sprawa jest prosta. Przez 30 lat mieszkałam w Kaliningradzie, a mieszkańcy tego miasta bardzo często jeżdżą do Polski, zwłaszcza do Gdańska. Też często jeździłam, aby odetchnąć innym powietrzem. To pierwsza część odpowiedzi. Druga jest jeszcze prostsza: po prostu uwielbiam morze.

FG: Kaliningrad i Gdańsk to miasta, które od wieków dużo łączy, choć dziś sporo je też dzieli. Zresztą Polacy jeżdżą tam obecnie bardzo rzadko. Czy pani widzi podobieństwa między Gdańskiem a Kaliningradem?

RK: Historycznie dawny Królewiec, a obecnie Kaliningrad, był z Gdańskiem związany jednym terenem pod władztwem krzyżackim. Potem były to tereny Prusów. I dopiero II wojna światowa przyniosła korekty, które mamy do dzisiaj. Ale więzi międzyludzkie wciąż pozostają takie same – dobre, przyjazne. Tak było, tak jest i mam nadzieję, że tak będzie.

FG: A gdyby wizualnie zestawić Kaliningrad i Gdańsk?

RK: Bardzo mi się podoba podejście Polski do zabytków i pomników kultury. Widzę jak państwo polskie troszczy się o swoją historię. Niezależnie w jakim języku była ona przed te długie lata pisana. Z kolei na terenie obwodu kaliningradzkiego podejście jest nieco inne. Przez kilka dekad niemiecka historia tych terenów była zaniedbana. Do takiego poziomu, że teraz już nie jest ani do odnowienia, ani do odrodzenia. Mówię tu na przykład o kirchach, czyli luterańskich kościołach. Ze średniowiecznego Królewca pozostało bardzo mało.

FG: Teraz, kiedy jest pani wykwalifikowaną przewodniczką, będzie pani na pewno oprowadzać po Gdańsku gości właśnie z Kaliningradu…

RK: Tak. Zanim przeprowadziłam się do Gdańska bywałam w tym mieście naprawdę często. Chodziłam po Długiej, Długim Targu, nad Motławą, patrzyłam na te budynki, na te pierzeje, myślałam sobie jakie to jest piękne… i tyle. Kropka. A teraz, jak zdobyłam tę wiedzę o Gdańsku, to mam taki wniosek: bez przewodnika ściany milczą. I kiedy oprowadzałam moje wycieczki widziałam, jak w trakcie naszych spacerów zmienia się stosunek turystów do historii Gdańska, zwłaszcza turystów z Rosji lub Ukrainy. Cieszę się więc, że jako taka jedna malutka osoba mogę coś zmienić na lepsze.

FG: Miała pani za sobą już tyle kursów, to był bardzo intensywny czas. A jednak zdecydowała się pani jeszcze oprócz tego na gedanistykę.

RK: Poszłam na gedanistykę, bo uważam, że to jest po prostu fantastyczny temat. I te studia są dla mnie kursem bardzo poszerzającym moją wiedzę zdobytą wcześniej. Taka wisienka na torcie. Bardzo mi się podobają te zajęcia, każde kolejne dają mi coś nowego, pokazują historię Gdańska z innej perspektywy.

FG: Ciekawostki, jakie słyszy pani na wykładach, potem powtórzy pani oprowadzanym przez siebie gościom?

RK: Tak, choć mnie bardziej interesują fakty historyczne. Bo z ciekawostkami można poradzić sobie też za pomocą Googla. A ja preferuję dawać ludziom taką prawdziwą wiedzę. Chociaż przewodnictwo to oczywiście nie wykład, to znaczy tę wiedzę trzeba poukładać w taki sposób, żeby można było tego przyjemnie słuchać. Bo przecież turyści przyjeżdżają przede wszystkim odpocząć.

FG: Pani ulubiona część Gdańska?

RK: Dobre pytanie. Każda dzielnica Gdańska jest autentyczna i ma swoją twarz. Uwielbiam tą, w której mieszkam, bo mam na piechotę do morza. Bardzo mi się podoba Oliwa, bo jest zielona i ma długą, ciekawą historię. Wrzeszcz jest oczywiście atrakcyjny. Ale też ciekawymi terenami w sensie historycznym są Stogi, Przeróbka czy Nowy Port.

WYWIAD Z GEDANISTĄ – SŁAWOMIREM SZCZYGIELSKIM

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Siódma rozmowa odbyła się z p. Sławomirem. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Sławomir Szczygielski, na co dzień jestem menadżerem w sektorze bankowym i przewodniczącym Rady Dzielnicy Stogi. Aktualnie studiuję gedanistykę.

FG: To są ponoć już pana czwarte studia w życiu…

SS: Tak, skończyłem historię na Uniwersytecie Gdańskim, potem byłem na studiach HR-owych na Politechnice Gdańskiej, jestem też absolwentem studiów MBA na Rotterdam School of Management, Erasmus University – GFKM, UG. I teraz faktycznie wziąłem się za studia podyplomowe, czyli gedanistykę.

FG: Czyli nie miał pan dość edukacji. A wręcz przeciwnie – chciał pan jej jeszcze więcej.

SS: Tak i myślę, że na tym kierunku nie skończę.

FG: To jak się panu studiuje?

SS: Na pewno jest to dla mnie nowa forma, również z uwagi na to, że pandemia wymusiła inny tryb nauki. Co ma swoje plusy i minusy. Pewnym plusem jest to, że nie musimy dojeżdżać na zajęcia, odpalamy komputer i już jesteśmy na wykładzie. Jednak minusem jest choćby mniej zajęć plenerowych czy to, że nie poznałem jeszcze osobiście wielu koleżanek i kolegów ze studiów. Jestem osobą bardzo towarzyską i niesamowite jest to, że biografie osób, które ze mną studiują, poznaję właśnie głównie poprzez wywiady na stronie Fundacji Gdańskiej. Bardzo liczę, że jeszcze się to zmieni i zdążymy w naszym gronie pasjonatów historii Gdańska spotkać się przy kuflu bursztynowego trunku.

FG: Od razu słychać, że rozmawiam z menadżerem. No właśnie – w pańskiej pracy gedanistyka chyba się na co dzień nie przydaje. Ale miał pan i tak wiele motywacji, by zacząć ją studiować…

SS: Tak, można powiedzieć, że zawodowo mojej wiedzy historycznej nie wykorzystuję, a jest ona po prostu moją pasją. Od urodzenia jestem związany z Wyspą Portową, pochodzę z dzielnicy Stogi, tutaj kończyłem szkołę podstawową, a na pobliskim Krakowcu kończyłem XVI LO, którego zresztą już dziś nie ma. I od najmłodszych lat ta historia gdzieś tam przemawiała do mnie – przecież na wyspie jest Westerplatte czy Twierdza Wisłoujście, na Przeróbce był obóz jeniecki podczas I wojny światowej, tutaj miało też miejsce w XIX wieku przerwanie mierzei i powstanie Wisły Śmiałej.

FG: Mówi pan o rzeczach, których szczegóły znał pan jeszcze przed rozpoczęciem studiów na gedanistyce?

SS: Tak, historię mojej dzielnicy znałem wcześniej, natomiast na studiach dowiedziałem się bardzo wielu rzeczy na temat innych części Gdańska. Te studia pozwoliły mi uszeregować własną wiedzę, ale też zdobyć nową, specjalistyczną. Na przykład jednymi z ciekawszych wykładów były te związane z początkami Gdańska dr Marcina Grulkowskiego – jestem w końcu mediewistą. Ale byłem też pozytywnie zaskoczony archeobotaniką. Pani profesor Monika Badura przedstawiała nam badania prowadzone przez nią w wykopaliskach archeologicznych stricte związanych z botaniką: nasionami, roślinnością. Co też przekładało się na potwierdzenie czy obalenie pewnych hipotez potwierdzających rozwój Gdańska na tej przestrzeni. Także to jest świetny kierunek zarówno dla specjalistów, jak i dla tych którzy historią zawodowo wcześniej się nie zajmowali.

FG: Na Wyspie Portowej działa pan aktywnie w radzie dzielnicy…

SS: Tak, od 2015 roku jestem przewodniczącym Rady Dzielnicy Stogi. Dlaczego tam trafiłem? No cóż, wiem sporo o historii tej dzielnicy, wiem jak wyglądała dawniej i widzę, że niestety lata świetności ma już za sobą i w ostatnim czasie bywa trochę pomijana, a ma ona wielki potencjał. Więc staram się być takim ambasadorem Stogów i Wyspy Portowej. Prywatnie zresztą jestem też kolekcjonerem – zbieram pocztówki ukazujące historię Stogów, mam ich około trzystu i prowadzę wykłady, prezentując je mieszkańcom Gdańska i opowiadając związane z nimi historie. Na przykład bardzo cennym spotkaniem była dla mnie prezentacja tych pocztówek w Domu Opieki Społecznej „Ostoja”. Miałem tam do czynienia z mieszkańcami, którzy wprowadzili się na wyspę tuż po wojnie, a kilkoro z nich mieszkało nawet na Stogach w okresie międzywojennym. I byli oni w stanie rozszyfrować mi niektóre rzeczy na tych pocztówkach. Coś, co ja znałem do tej pory z map, zdjęć czy publikacji, oni przechowywali w swoich głowach jako żywe wspomnienia.

FG: Powinien pan zatem wykładać na gedanistyce wiedzę o Stogach!

SS: Chętnie, zapraszam prowadzących do kontaktu, choć nie wiem czy moja wiedza jest wystarczająca. Ale z ogromną przyjemnością podzielę się moimi badaniami, które od lat prowadzę na temat Stogów i Wyspy Portowej.

FG: Proszę zatem wskazać jedno miejsce z czasów świetności Stogów uchwycone na pocztówce, którego teraz nie ma, a które bardzo chciałby widzieć pan tutaj z powrotem.

SS: To na pewno cały kompleks kuracyjny, który znajdował się nad Pustym Stawem. Stogi przecież były kiedyś dzielnicą turystyczną. Tu niegdyś tętniło latem życie w licznych restauracjach, pensjonatach i salach tanecznych. Mamy przecież dostęp do morza i rzeki, mamy piękny las nadmorski i jezioro. Kiedyś w sezonie do 40 tysięcy turystów przybywało wypoczywać na naszą wyspę! Byłoby świetnie, gdyby te czasy wróciły!

WYWIAD Z GEDANISTĄ – ANDRZEJEM CYLWIK

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Szósta rozmowa odbyła się z p. Andrzejem. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Andrzej Cylwik, jestem starszym specjalistą w Centrum Edukacji Nauczycieli w Gdańsku, przewodnikiem Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego (PTTK) i pilotem wycieczek. Studiuję obecnie gedanistykę.

FG: Kiedy pan słyszy: Gdańsk, to co pierwsze przychodzi panu na myśl?

AC: Prestiż. Na pewno prestiż i wielkość tego miasta. I nie chodzi o wielkość w znaczeniu populacji, czy też obszaru, tylko jego status na tle całej Europy. Profesor Andrzej Januszajtis na początku mojego kursu przewodnickiego PTTK w 2014 roku wygłosił wykład pt. Europejski wymiar Gdańska. Muszę przyznać, że to między innymi on skłonił mnie do tego, by jeszcze bardziej zagłębić się w wiedzę o moim mieście.

FG: Pan jest związany z Gdańskiem całe życie, choć pańska droga była geograficznie dość kręta.

AC: Do Gdańska trafiłem z Białegostoku, miałem wtedy zaledwie kilka miesięcy. Tutaj dorastałem, uczyłem się, studiowałem i rozpocząłem moją karierę zawodową. W dorosłym już życiu miałem dwa kilkuletnie epizody – jeden w Stanach Zjednoczonych, a drugi na Kociewiu. Ale całe życie jestem związany z Gdańskiem i zawsze tu powracałem. I już się stąd nie ruszam.

FG: Gedanistyka jako sposób na jeszcze większe emocjonalne, ale też intelektualne związanie się z miastem?

AC: Tak, bo Gdańsk to dla mnie wielka pasja. Mieszkam w tym mieście i gdziekolwiek się nie udam, to co chwilę odkrywam jego nowe elementy, z których istnienia nie zdawałem sobie sprawy. A że jestem między innymi przewodnikiem po Gdańsku, to rozwijanie swojej wiedzy jest nieodzowne, bo nigdy nie wiadomo jakie, często podchwytliwe, pytanie mogę usłyszeć podczas oprowadzania. Wielokrotnie jeżdżąc też jako pilot wycieczek po całej Polsce, podkreślam wagę miasta Gdańska w historii całej Rzeczypospolitej oraz szczególną wartość jego obiektów historycznych.

FG: Czego dowiedział się pan o Gdańsku podczas studiów na gedanistyce, czego wcześniej pan nie wiedział? Jakiś jeden wyrazisty przykład.

AC: Co chwilę dowiaduję się wielu nowych rzeczy. Ale chyba takim dobrym przykładem jest temat mówiący o archeologii Gdańska i wykopaliskach, które były wykonywane przy ulicy 3 Maja. To tam zostały odnalezione najstarsze artefakty oraz groby na obszarze miasta, datowane na czasy rzymskie, a nawet epokę brązu. Niecały kilometr od mojego domu, a ja nie zdawałem sobie sprawy z tak dużej wagi tych wykopalisk!

FG: Po jakich punktach miasta oprowadza pan jako przewodnik?

AC: Główne Miasto, to wiadomo. Ale też Westerplatte, Orunia – gdzie działam jako lokalny przewodnik Instytutu Kultury Miejskiej w Gdańsku (IKM), czy też tak zwany Tram Tour, czyli zabytkowy tramwaj jeżdżący po Gdańsku. W nim też można mnie spotkać. Ale też w Europejskim Centrum Solidarności (ECS), Muzeum II Wojny Światowej oraz Hevelianum. Nie zapominajmy też o pasażerach wycieczkowców – to są duże, kilkudziesięcioosobowe grupy oprowadzane w języku angielskim.

FG: Jak pan to wszystko godzi? Bycie przewodnikiem, studia na gedanistyce, a do tego praca na pełnym etacie w Centrum Edukacji Nauczycieli w Gdańsku. Poświęca pan Gdańskowi większość wolnego czasu?

AC: Można powiedzieć, że prawie cały. Bardzo trudno jest rodzinie w wakacje umówić się ze mną na spotkanie, bo przynajmniej od majówki w każdy weekend jestem zaangażowany w działania wokół miasta. Oczywiście, codzienna praca jest najważniejsza, a przewodnikiem jestem jedynie w moim wolnym czasie, by realizować swoje zainteresowania, co daje mi ogromną satysfakcję.

FG: Dlatego jedni tworzą makiety kolejowe, inni grają w piłkę, a pan po prostu eksploruje swoje miasto.

AC: Dokładnie tak jest.

FG: Nie każde miasto może sobie pozwolić na swój własny kierunek studiów, tak jak to jest w przypadku Gdańska i gedanistyki. Jak to jest, że akurat u nas to się udało? Dzięki temu, że mamy aż tak wielu pasjonatów?

AC: Dla mnie gedanistyka to jest ewenement. Osobiście nie słyszałem o podobnym kierunku studiów w innym mieście o podobnej wielkości co nasze. Ale sam pomysł, żeby otworzyć taki kierunek, to jest naprawdę rewelacja. Proszę zauważyć, że z roku na rok jest coraz więcej kandydatów do studiowania gedanistyki. I oni naprawdę się starają, chociażby o stypendia, takie jak te Fundacji Gdańskiej. Można wręcz powiedzieć, że jest spora konkurencja, by dostać się na ten kierunek. Poznawanie kultury duchowej i materialnej naszego miasta jest fascynujące, dlatego szczerze zachęcam wszystkich pasjonatów Gdańska do studiowania na gedanistyce.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – ALEKSANDRĄ SZWARC

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Rozpoczynamy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Czwarta rozmowa odbyła się z p. Aleksandrą. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Aleksandra Szwarc, jestem nauczycielką historii i licencjonowanym przewodnikiem PTTK

FG: Jako absolwentka historii miała już pani solidną podbudowę jeśli chodzi o dzieje Polski. Jak rozumiem gedanistykę wybrała pani po to, żeby poszerzyć swoją wiedzę o dzieje swojej małej ojczyzny?

AS: Tak, zdecydowanie. Skończyłam historię na Uniwersytecie Gdańskim w 2001 roku. Kończyłam też historię na UCL w Anglii. Natomiast Gdańsk jest dla mnie najpiękniejszym miastem na ziemi. To jest moje miasto. Jestem raczej tradycjonalistką, która musi mieć swoje miejsce na świecie. Lubię oczywiście podróżować i odwiedzać nowe, ale potrzebuję żeby było jedno takie, do którego mogę zawsze wrócić. I Gdańsk jest właśnie dla mnie takim miejscem.

FG: Mówi to pani po spędzeniu wielu lat mieszkając i zadomawiając się w Londynie. A mimo to Gdańsk wygrał?

AS: Tak, w Londynie mieszkałam prawie 10 lat, tam też działałam i społecznie, i historycznie na różnych poziomach, natomiast jednak w którymś momencie nastąpiła ta decyzja: Londyn ma dużo możliwości, ale to jednak nie jest moje miasto.

FG: I wróciła pani do Gdańska, co się dalej działo?

AS: Wróciłam do Polski na przełomie 2012 i 2013 roku i podjęłam ponownie pracę w szkole. Na początku myślałam, że wolę uczyć w liceum, mogąc z młodymi ludźmi zrobić więcej poważnych rzeczy, ale gdzieś odkryłam, że również nie przeszkadza mi uczenie w szkole podstawowej. I tak oto od siedmiu lat uczę, a od dwóch lat osiadłam we Fregacie. A równolegle działam w PTTK. I po to, żeby udoskonalać swoją wiedzę o Gdańsku zdecydowałam się na gedanistykę. Usłyszałam o niej od koleżanki, również przewodniczki, mówiła o niej wiele dobrego. No i się zdecydowałam. Dziś jestem studentką i już wiem, że będę o swoim mieście opowiadać pewnie już całe moje życie.

FG: Pani studia przypadły na trudny czas, głównie zajęć online, ale wiem że udało się trochę wyjść w teren.

AS: Tak, mieliśmy kilka wspólnych wyjść. Pan profesor Kościelak, cudowny człowiek, stara się jak może by jednak były te spotkania na żywo. To jest absolutnie niesamowita wiedza, ci wszyscy wykładowcy to specjaliści w swoich dziedzinach, autorytety. Jeżeli mamy wykładowcę od wczesnego średniowiecza i wymienia on wszystkich Mściwojów, Samborów i innych Książąt Pomorskich, idziemy przez tę skomplikowaną historię, a on jeszcze potrafi żartować na ten temat, to znak że wiedzę ma po prostu ogromną.

FG: Pani, jako nauczycielka, obserwuje sfery zainteresowań młodych ludzi. Jak to jest z młodymi gdańszczanami? Ciągnie ich do wiedzy o swoim mieście?

AS: Myślę, że tak. Ja w tej chwili uczę w szkole podstawowej, właśnie skończyłam projekt z IV klasą: „Husaria – postrach Europy”. Dziewczynki (bo jest to szkoła żeńska) z rozmachem porównywalnym niemal do Panoramy Racławickiej narysowały dzieło pod tytułem „Bitwa pod Wiedniem”. A już mam w głowie kolejny projekt dotyczący właśnie Gdańska. I zainteresowanie jest! Tylko trzeba przedstawiać te materiały w atrakcyjny sposób. Na poziomie szkoły podstawowej język naukowy nie będzie atrakcyjny. Więc jeśli przedstawi się tę wiedzę w ciekawy sposób, to zainteresowanie się na pewno wzbudzi. Z kolei koleżanka z Topolówki (też studiuje gedanistykę) prowadzi koło historyczne i naprawdę z dużą radością opowiada, że ma kilkanaście osób tworzących kapitalne projekty dotyczące Gdańska. Na przykład „symbolika rzymska w Gdańsku”. Dzieciaki poznajdowały na kamienicach takie symbole i opisały je w sposób autorski. Więc jest zainteresowanie wiedzą o Gdańsku wśród młodzieży, tylko nie może być to wiedza sucha i nijaka.

FG: A jeszcze większe pole manewru ma pani jako przewodniczka. Chociaż oczywiście to zależy od grupy. Bo są tacy, którzy chcą przejść się tylko po oczywistych miejscach, ale są i ci, którzy chętnie posłuchają pogłębionej historii.

AS: Problemem jest to, że często biura zamawiają wycieczkę, która ma na przykład w pięć godzin pokazać całe Trójmiasto. Czasem nawet rezygnuję z takich propozycji, bo one nie mają sensu. To jest często gonitwa i męczarnia dla grupy. Czy nie lepiej ograniczyć program, ale zobaczyć coś naprawdę ciekawego w spokojniejszej formie?

FG: Bo Gdańsk szkoda oglądać po łebkach.

Zdecydowanie. Dlatego ciekawe jest na przykład oprowadzanie po mniej znanych dzielnicach. Na przykład po Oruni, gdzie mieszkam. Jest to dzielnica nieco bardziej na uboczu głównego szlaku turystycznego, a przez to mniej znana. W tym wypadku wiedza uzyskana na gedanistyce jest bezcenna.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – OLGĄ KRZYŻYŃSKĄ

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Rozpoczynamy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Trzecia rozmowa odbyła się z Olgą. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Olga Krzyżyńska. Jestem absolwentką gedanistyki, na co dzień pracuję w Wydziale Kultury Urzędu Miasta Gdyni. Współpracuję też z kilkoma czasopismami, w których zamieszczam teksty dotyczące różnych aspektów naszego regionu.

FG: Okazuje się, że na gedanistyce nie studiują tylko gdańszczanie. Na przykład pani mieszka na co dzień w Sopocie. Rozumiem, że chciała pani lepiej poznać sąsiadów?

OK: Pamiętajmy, że gedanistyka faktycznie ma Gdańsk w nazwie, ale to jest tak naprawdę wiedza o całym regionie. Jest tam przecież i Sopot, i Gdynia, i Pomorze. Gdańsk nigdy nie funkcjonował i nadal nie funkcjonuje w oderwaniu od swojego otoczenia. Poza tym od dawna już pisałam teksty o regionie jako dziennikarka i chciałam sobie tę wiedzę uporządkować. I też, jak na studia historyczne przystało, nauczyć się na przykład umiejętnego korzystania ze źródeł. Właściwie to planowałam pójść na te studia już wcześniej, ale jakoś się nie składało. Potem okazało się, że są stypendia Fundacji Gdańskiej i uznałam, że teraz to już nie mogę się nie wybrać. Zgłosiłam się i się udało.

FG: W który wycinek wiedzy o Gdańsku, o regionie pani celowała? Która część studiów była dla pani najbardziej atrakcyjna?

OK: To, co mnie najbardziej fascynuje, to ten najnowszy okres – po 1945 roku do końca lat osiemdziesiątych. Bo, co się okazuje, z tamtych czasów często nie ma aż tak wielu źródeł, część ludzi też, być może świadomie, zapomniała trochę o tym co przeżywała w PRL-u. A przecież działo się wtedy mnóstwo ciekawych rzeczy, od odbudowy Gdańska, poprzez Grudzień 70, Sierpień 80, całą walkę o niepodległość. Interesuje mnie też historia morskich dziejów Gdańska, bo w mojej rodzinie mam kapitana żeglugi wielkiej czy oficera elektryka, ale też innych pracowników związanych z Polskimi Liniami Oceanicznymi. Świetne była też wykłady z archeologii z panią Joanną Dąbal, na które przynosiła nam autentyczne wykopaliska odnalezione w Gdańsku. Można je było obejrzeć z bliska, wziąć do ręki.

FG: Pani jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Gedanistyka też wiele miejsca poświęca sztuce, prawda?

OK: Tak! Rzeźba gdańska, malarstwo gdańskie. Choćby pan Marcin Kaleciński skupiał się na tym, co znajduje się w Dworze Artusa, na tym co najbardziej cenne, na portretach i najstarszej gdańskiej sztuce. Natomiast ja generalnie starałam się chłonąć wszystko. Bo chyba najlepiej jest takie studia przyswoić całościowo, mieć uporządkowane różne dziedziny wiedzy, a nie tylko wybrane, ulubione, resztę nieco odpuszczając. I tak zaskoczeniem były dla mnie wykłady o fortyfikacjach gdańskich – nie spodziewałam się, że wojenne tematy, takie „dla chłopców” mogą mnie zafascynować, a jednak!

FG: Czego się pani dowiedziała na gedanistyce o Gdyni? Bo to miasto, w którym pani pracuje na co dzień, zajmując się kulturą w urzędzie miasta.

OK: Na początek pochwalę się, że jeszcze przed rozpoczęciem studiów wzięłam udział w konkursie wiedzy o Gdyni zorganizowanym z okazji 85 rocznicy powstania miasta w roku 2016 i udało mi się zająć w nim trzecie miejsce. Na gedanistyce mieliśmy osobne zajęcia o Gdyni, na których wykładowca – Pan Tomasz Rembalski – skupiał się na historii tej miejscowości. I tej najdawniejszej, jak wszystko po kolei powstawało – mówiliśmy o małych wioskach, które dziś są dzielnicami, o tym do kogo należały i tak dalej, po kolei aż do najnowszych dziejów, do powstania miasta w pierwszej połowie XX wieku. Poza tym bardzo interesujące były zajęcia w terenie jako taka odmiana od wykładów. Jedne z nich były właśnie w Gdyni, gdzie przeszliśmy spacerem przez centrum i wykładowca pokazywał, gdzie była na przykład przed wiekami najstarsza gdyńska karczma, dom zdrojowy itp.

FG: Czyli nie żałuje pani decyzji o pójściu na gedanistykę, tego poświęcania soboty za sobotą na studia?

OK: Absolutnie nie. Ona cały czas mi się przydaje. Pamiętajmy, że każdy wykładowca podawał nam bibliografię, podpowiadał gdzie szukać dodatkowej wiedzy. Taka jest przecież rola studiów, żeby nauczyć także samodzielnego poszukiwania. Dziś, gdy piszę jakiś tekst i wiem, że muszę czegoś poszukać, na pewno jest mi łatwiej. Również mój prywatny księgozbiór po tych studiach znacząco się wzbogacił.

FG: Czyli studiowanie gedanistyki nie kończy się na ostatnim wykładzie. Wręcz przeciwnie – otwiera drogę do takiej „prywatnej gedanistyki”.

OK: Jak najbardziej. Dla mnie to był element drogi, którą szłam już wcześniej. Najpierw zajmowałam się regionem, potem studia pomogły mi uporządkować wiedzę i teraz dalej się rozwijam. Pamiętajmy przecież, że co roku ukazują się kolejne publikacje, których nie mieliśmy okazji poznać na studiach. Jak na przykład ostatnio ta o badaniach archeologicznych na terenie najstarszej gdańskiej stoczni Lastadia. Co i rusz są jakieś nowości, to wszystko cały czas żyje, jak każda dziedzina nauki.

WYWIAD Z GEDANISTKĄ – EWA KARENDYS

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Rozpoczynamy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Trzecia rozmowa odbyła się z Ewą, aktualną studentką. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Ewa Karendys, przez wiele lat pracowałam jako dziennikarka specjalizująca się między innymi w architekturze Gdańska. Dziś wciąż piszę, choć na co dzień pracuję w branży nieruchomości.

FG: Do tej pory głównie wspominaliśmy z naszymi gośćmi ukończone przez nich ładnych parę lat temu studia na Gedanistyce. Ty za to jesteś właśnie w trakcie nauki. I to w dodatku w trudnym roku, podczas którego wiele zajęć odbywa się zdalnie. Jak to wygląda?

EK: Studia są bardzo ciekawe, choć wszyscy na roku żałujemy, że nie możemy częściej widzieć się osobiście na uczelni albo w terenie. Chociaż dobrze że udało się na kilku zjazdach zwiedzić między innymi Dwór Artusa, Ratusz Głównego Miasta, Centrum św. Jana, kościół św. Mikołaja. Na zakończenie semestru był też egzamin stacjonarny.

FG: A na co dzień zajęcia, jak rozumiem, przez komunikatory internetowe?

EK: Tak, widzimy się na Teamsach w każdą sobotę od 8 rano do 15-16.

FG: Dlaczego wybrałaś gedanistykę i dlaczego właśnie teraz?

EK: Moje zainteresowanie rodzinnym miastem przerodziło się w pasję w  2012 roku, gdy rozpoczęłam pracę w Gazecie Wyborczej Trójmiasto. Gdy opisywałam tam tematy inwestycyjne i architektoniczne, to często sięgałam do historii Gdańska. Czyli opisując jakiś teren starałam się napisać też trochę o jego przeszłości, bo to interesowało czytelników. Często pisałam na przykład o Wyspie Spichrzów czy Młodym Mieście. I robiąc research trafiałam zwykle do Gedanopedii, która z gedanistyką jest powiązana, bo przecież stypendyści piszą do niej hasła. I kiedy dowiedziałam się o stypendium oferowanym przez Fundację Gdańską, to stwierdziłam że warto spróbować i moich sił na tym kierunku.

FG: Ale wiedziałaś że piszesz się na całość wiedzy o Gdańsku, nie tylko ten wycinek dotyczący architektury…

EK: Na szczęście jestem miłośniczką Gdańska jako całości. Dlatego interesowała mnie też między innymi historia, sztuka, morskie dziedzictwo miasta, stosunki wyznaniowe, życie codzienne w nowożytnym Gdańsku,  ale także dzieje Sopotu i Gdyni.

FG: Wracając do twojej specjalizacji. Gdańsk jest w czasie dużych wizualnych przemian, chociażby wspomnianych przez ciebie terenów postoczniowych. Studiując gedanistykę wiesz lepiej niż inni czy inwestorom faktycznie udaje się zachować starego ducha takich miejsc?

EK: Dokładnie tak jest. Zresztą dla wielu mieszkańców też otaczająca ich przestrzeń ma coraz większe znaczenie. Poza tym akurat jak dziś rozmawiamy to Gdańsk powołał miejskiego architekta! Co do mnie – gdy w swojej pracy oceniam różne inwestycje, to dobrze mieć wiedzę dotyczącą przeszłości terenu. Dużo mówimy przecież o nawiązaniach w architekturze, jej wpisaniu się w otoczenie, szacunku dla przeszłości.

FG: Która część Gdańska z tych, które przeżywają teraz swoją drugą młodość jest dla ciebie dobrze odwzorowana w porównaniu do tego co było przed laty?

EK: Odpowiem przewrotnie. W Gdańsku ścierają się dwie szkoły – jedna mówi o tym, by wiernie odbudowywać to, co było przed wojną, a druga o tym, żeby budować nowocześnie, ale z szacunkiem do historii. Ja jestem zwolenniczką tej drugiej szkoły. Więc na przykład w dyskusji o odbudowie Danziger Hof uważam, że – przy zachowaniu odpowiednich proporcji i szacunku dla historycznego sąsiedztwa – architektura tego budynku powinna być współczesna. Moim zdaniem świetnym przykładem architektury jest siedziba Ośrodka Kultury Morskiej –  nowoczesna bryła, ale współgrająca z historycznym otoczeniem.

FG: Czyli tak jak uczysz się na gedanistyce o historii Gdańska i na pewno fascynuje cię ten dawny Gdańsk, to jednak wolisz miasto XXI wieku?

EK: To, co było, jest ważne. Trzeba szanować historię, rewitalizować i podkreślać zachowane historyczne elementy. Ale architektura powinna być znakiem czasów, w których powstaje.

FG: Czy w twojej pracy już udało się wykorzystać wiedzę nabytą na gedanistyce?

EK: Tak. Przemycam do tekstów wiedzę, którą dostałam od wykładowców. Tak było na przykład gdy opisywałam zmiany na terenie dawnej Stoczni Cesarskiej. Jestem pewna, że takich tematów będzie więcej.

WYWIAD Z GEDANISTĄ – PATRYK TOCZYŃSKI

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Rozpoczynamy cykl mini wywiadów z jego absolwentami. Druga rozmowa odbyła się z Patrykiem, absolwentem naboru 2019/2020 na studia. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Patryk Toczyński. Jestem twórcą bloga Niezwykłe Suchanino i absolwentem gedanistyki.

FG: Gdyby na gedanistyce był taki przedmiot, nazwijmy go „suchaninoznawstwo”, to pewnie byś go wykładał?

PT: Jeśliby mi zaproponowano, to na pewno tak.

FG: Bo jesteś jedną z osób znających chyba najlepiej tą część naszego miasta.

PT: Specjalistów jest bardzo dużo. Jest profesor Błażej Śliwiński, znawca średniowiecznej historii dzielnicy. Okres międzywojenny to z kolei świetna orientacja Jana Daniluka. XIX wiek, okres pruski, to chociażby profesor Sławomir Kościelak, który zresztą jest kierownikiem studiów podyplomowych z gedanistyki. Natomiast ja zebrałem całą wiedzę, która była nam znana, ale też tą która nie była odkryta, pochowana w archiwach, u ludzi, w formie zdjęć czy wspomnień. I zacząłem po prostu to opisywać i przybliżać w formie bloga. Od okresu starożytnego do współczesności.

FG: Kiedy to się zaczęło?

PT: Jak jeszcze byłem radnym dzielnicy Suchanino. Zauważyłem wtedy, że mieszkańcy nie zdają sobie do końca sprawy z historii tego miejsca. Na przykład wiele osób było przekonanych, że domki jednorodzinne wzdłuż ulic Beethovena czy Schuberta są z lat 70-tych. A to błąd, bo one zostały zbudowane w drugiej połowie lat 30. XX wieku przez niemieckojęzycznych gdańszczan. Jest ich coraz mniej, więc zacząłem je fotografować, dopóki istnieją. Do założenia bloga zmotywował mnie też inny, bardzo prosty fakt. Po prostu wiele osób nie wie co to jest Suchanino i gdzie ono dokładnie leży. Postanowiłem to zmienić.

FG: Dlatego niedługo potem postanowiłeś poszerzyć swoją wiedzę, zaczynając studia na gedanistyce.

PT: Gedanistykę chciałem studiować od dnia, kiedy pojawił się ten kierunek. Bardzo mi się spodobał, bo tak naprawdę od zawsze pasjonowała mnie historia. Zresztą chciałem studiować historię, choć ostatecznie wyszło inaczej. No i tak się złożyło, że wystartował program stypendialny Fundacji Gdańskiej, postanowiłem spróbować swoich sił i udało się dostać.

FG: A na studiach poszerzyłeś swoją wiedzę nie tylko o Suchaninie, ale i całym mieście.

PT: I nie tylko. Było też dużo nawiązań do okolic, sporo o Pomorzu Gdańskim, ale też o Sopocie i Gdyni. A o tych miejscach wiedziałem do tej pory znacznie mniej.

FG: Co na tych studiach było takiego, że właściwie nie spodziewałeś się, że cię zafascynuje, a jednak zafascynowało?

PT: Bardzo mi się podobały zajęcia profesora Śliwińskiego o średniowiecznym Gdańsku. Między innymi o tym jak to się wszystko zmieniało, jaka była rotacja, że najpierw byli Słowianie, potem Książęta Pomorscy, później Krzyżacy. Też ciekawym przedmiotem było gdańskie rzemiosło. Dowiedziałem się z niego, że przed laty Gdańsk nie tyle stał bursztynem – tu liderem był niedaleki Królewiec – tylko złotnictwem. Czyli produkcją chociażby złotych pucharów czy przedmiotów ze srebra. Spodobała mi się też socjotopografia starego Gdańska, czyli nałożenie na siebie starych map, jak to kiedyś wyglądało, jakie były przebiegi dróg wodnych, jak wyglądały parcele. To było bardzo wzbogacające.

FG: Nie brzmi to jak studia, na których miałeś okazję się ponudzić.

PT: Absolutnie. Gdańsk jest tak wielowątkowy, że naprawdę wszystko było ciekawe. Chociażby kwestia wyznań – od katolików po luteran przez kalwinów aż po menonitów z Holandii. Miało to przecież wpływ nie tylko na kwestie duchowe, ale też na lokalną gospodarkę i miejską politykę.

FG: Wiem, że twoja małżonka też jest po gedanistyce. Poznaliście się na studiach?

PT: Nie, nie. Znamy się dużo dłużej. Zaraziłem ją swoją pasją do historii Gdańska. Zresztą pomaga mi w prowadzeniu bloga Niezwykłe Suchanino. Więc namówiłem do pójścia ją na gedanistykę i ją ukończyła. Ona też jest pasjonatką Gdańska.

FG: Zdradź na koniec jedną, fascynującą ciekawostkę o Suchaninie, o której na pewno nasi czytelnicy nie wiedzą.

Suchanino było kiedyś dużo, dużo większe i sięgało aż do Wisły! Mało gdańszczan zdaje sobie z tego sprawę, a tymczasem znaczna część Aniołek czy Wrzeszcza kiedyś należały właśnie do Suchanina. Poza tym z tą dzielnicą związane są trzy legendy. Jedna z nich jest związana z Pogańską Górą, gdzie w XX-leciu międzywojennym odnaleziono gród słowiański. Pracuję właśnie nad tym, żeby w ciekawy, graficzny sposób opisać te legendy. Zapraszam więc do śledzenia mojego bloga!