WYWIAD Z GEDANISTĄ – ŁUKASZEM MALINOWSKIM

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych “Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Jedenasta rozmowa odbyła się z p. Łukaszem. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Łukasz Malinowski, jestem informatykiem, pracuję w branży IT, obecnie studiuję gedanistykę.

FG: Jak się już zostaje zwycięzcą Wielkiego Testu Wiedzy o Metropolii Gdańsk-Gdynia-Sopot, podobno bardzo trudnego, to co tu jest jeszcze więcej do dowiedzenia się o Gdańsku, że ciągnie kogoś na gedanistykę?

ŁM: Tak się tylko wydaje. Kilka razy uczestniczyłem w olimpiadzie wiedzy o Gdańsku, a ostatnio w wielkim teście wiedzy o Gdańsku i często czegoś brakowało, ostatnio znalazłem się tuż za podium, a tylko pierwsze trzy miejsca były nagradzane. Zająłem to czwarte, jak mówią sportowcy, najbardziej pechowe miejsce.

FG: Czyli twój cel to wygrywanie co roku?

ŁM: Tak się nie da. Pamiętajmy, że to przecież rozrywka. Nie jest tak, że można założyć sobie wygraną w każdym teście czy konkursie, bo – wiadomo – rywale też są dobrze przygotowani, pytania mogą być zaskakujące i nie jest to też taka typowa wiedza egzaminacyjna. Czasem są pytania o ciekawostki albo o rzeczy bardziej do wydedukowania niż do nauczenia. Więc nie można tego zaplanować, natomiast jak się poszerzy wiedzę, to szanse na wygraną na pewno są większe.

FG: Skoro tak często bierzesz udział w takich testach, to rozumiem że twoja pasja do Gdańska to nie tylko regularne spacery po mieście, ale też kolekcjonowanie w głowie konkretnych faktów?

ŁM: Tak, lubię to robić, zbierać ciekawostki. I jest też tak, że często coś, co do tej pory mnie nie interesowało, nagle zaczyna mnie interesować gdy trafię na ciekawy artykuł, książkę czy wykład.

FG: A co na przykład?

ŁM: Bardzo mnie zaciekawiły wykłady z historii sztuki na gedanistyce. Gdzie dużo się mówiło o motywach w konkretnej rzeźbie czy malarstwie. I to tak fajnie potem poodkrywać samemu, zobaczyć te dzieła sztuki w Gdańsku i samemu te motywy przeanalizować, odkryć, zobaczyć. Wcześniej na to nie zwracałem aż takiej uwagi.

FG: Bo jako informatyk po Politechnice Gdańskiej raczej w historii sztuki nigdy nie siedziałeś…

ŁM: Tak, choć niektórzy mówią, że programowanie to też jest na swój sposób sztuka i że informatycy korzystają z doświadczeń innych dziedzin. Są na przykład pewne wzorce projektowe, które wywodzą się z wzorców architektonicznych. Także wbrew pozorom jakieś powiązania można znaleźć i nie są to dziedziny aż tak bardzo oddalone od siebie.

FG: Ty nie jesteś gdańszczaninem od urodzenia, bo pochodzisz z małego miasta, również bogatego historycznie…

ŁM: Tak, chodzi o Ornetę, nazywaną często „perłą architektury warmińskiej”. To małe miasteczko na Warmii, które ma bogatą historię, a na szczęście wojenna zawierucha w znacznej mierze je oszczędziła. Warto Ornetę odwiedzić i lepiej poznać. Z tego miasta zresztą pochodził Jan Wulff – budowniczy organów w Oliwie. Rodzina Wulfów prowadziła w Ornecie znaną firmę organmistrzowską, ale to on jest z nich najsłynniejszy. Dla mnie ta postać jest szczególnie bliska. Gdy widzę sunący po torach tramwaj nazwany jego imieniem, to od razu robi mi się cieplej na sercu.

FG: W końcu podążyłeś jego śladami – najpierw Orneta, potem Gdańsk!

ŁM: Trochę tak, rzeczywiście. Poza tym urodziłem się w bardzo ważnym dla Gdańska roku 1980 – roku Solidarności, gdy miasto było na ustach całego świata. Gdybym miał się doszukiwać powiązań mojej osoby z Gdańskiem, to jest również jedno z nich.

FG: No właśnie, dla ciebie najciekawszym wycinkiem historii Gdańska jest jej bardziej współczesna część.

ŁM: Tak. Jest bardziej bliska i można ją skonfrontować nawet ze swoimi doświadczeniami czy historiami rodzinnymi. Poza tym z tego czasu zachowanych jest bardzo dużo dokumentów. Ostatnio przygotowywałem do Gedanopedii hasło związane z Krajowym Komitetem Strajkowym, który powstał po wybuchu stanu wojennego i mogłem przy tym pracować na materiałach udostępnionych przez Europejskie Centrum Solidarności. To wszystko wydało mi się takie namacalne i dostępne, na przykład gdy zobaczyłem ulotki wydawane przez ten komitet. Tego typu materiały też po prostu łatwiej jest nam zrozumieć, w porównaniu do tych sprzed wielu wieków. Choć na swój sposób i te bardzo stare są przecież fascynujące.