WYWIAD Z GEDANISTKĄ – ANNĄ KOTUŁĄ

Od 2017 roku dzięki współpracy z Miastem Gdańsk, Uniwersytetem Gdańskim i Muzeum Gdańska, Fundacja uruchomiła projekt stypendialny, którego efektem jest przyznawanie wybranej grupie osób stypendiów, które umożliwiają bezpłatny udział w studiach podyplomowych „Gedanistyka” na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Prezentujemy cykl mini wywiadów z jego absolwentami/studentami. Szesnasta rozmowa odbyła się z p. Anną. Zapraszamy do lektury!

Nazywam się Anna Kotuła. Pierwsze studia ukończyłam w Rotterdamie, był to kierunek biznes międzynarodowy i zarządzanie. W Holandii w sumie spędziłam 7 lat, później przeniosłam się do Wielkiej Brytanii. Tam też spędziłam 7 lat, na uniwersytecie uczyłam się języka japońskiego. Uczęszczałam też na zajęcia z antropologii społecznej. Po powrocie do Polski, najpierw zrobiłam studia podyplomowe z psychologii biznesu, później studia magisterskie z kulturoznawstwa. Następnie był licencjat z filologii hiszpańskiej. Na koniec – studia podyplomowe z gedanistyki.

Przed wyjazdem za granicę zdałam egzaminy na przewodnika. Ale dwa miesiące po ich zdaniu, wyjechałam za granicę, także długo nie byłam przewodnikiem.

W Anglii pracowałam w biznesie, po powrocie do Polski – zaczęłam oprowadzać. Najpierw w języku angielskim, później w języku hiszpańskim i niderlandzkim. W tej chwili jestem jedynym przewodnikiem, który oprowadza w języku niderlandzkim.

W pandemii wróciłam też do uczenia – aktualnie prowadzę kursy, głównie z języka niderlandzkiego. Prowadzę również swoją stronę internetową w kilku językach.

FG: Kiedy zaczęła się ta fascynacja Gdańskiem, skąd to się wzięło?

AK: Moja babcia była z Wolnego Miasta Gdańska. Słyszałam o tym wiele opowiadań. Druga babcia była z Kaszub, także miała zupełnie inne wspomnienia z tych okolic.

Od zawsze chciałam podróżować. Stąd pomysł zostania przewodnikiem.  A fascynacja Gdańskiem przejawia się najbardziej chęcią przekazywania informacji o Gdańsku.

FG: Czyli pani największą pasją jest bycie przewodnikiem…

AK: Tak. Największą satysfakcję sprawia mi, gdy mam grupę, która na początku nie jest zbytnio zainteresowana, a później widzę że chcą słuchać, zaczynają dopytywać. Tak jest na przykład z nastolatkami. To jest chyba najpiękniejszy moment bycia przewodnikiem.

Z racji tego, że długie lata spędziłam za granicą, mam dobrą świadomość tego, co dane osoby z danego kraju wiedzą i co ich interesuje.

To nie jest tak, że pracując jako przewodnik, mówię cały czas to samo. Całkiem inaczej opowiada się Hiszpanom o historii Gdańska. Bo historia Polski i Hiszpanii bardzo rzadko się splata. Całkiem inaczej oprowadza się na przykład Holendrów, bo mamy wspólny ten pierwiastek handlu, na przykład w XVI wieku. Gdańsk i Amsterdam pod wieloma względami są podobne.

FG: Języki to chyba pani mocna strona…

AK: Języki są kluczem w komunikacji. Dużo trudniej oprowadza się grupy konferencyjne, gdy są w niej osoby z różnych krajów i często słabiej mówią po angielsku. Mamy niby ten wspólny język angielski, ale to musi być taki uproszczony angielski.

Bardzo ciężko jest mówić do grupy, gdzie są osoby z kraju, którego historia zupełnie inaczej splatała się z historią Polski. Na przykład, jeżeli mówię grupie Holendrów o czymś, co był przed wojną lub po wojnie – to oni rozumieją, o którą wojnę chodzi. Bo ta druga wojna światowa też była dla nich jakimś przełomem. A na przykład Amerykanie zapytają, o którą wojnę chodzi.

FG: No właśnie, jak pani rozwiązuje ten problem podczas oprowadzania? Dopasowuje pani treść, program wycieczki do danej grupy?

AK: Tak, dopasowuję. Aczkolwiek każda grupa jest inna. Czasami myślę, że dana grupa czegoś nie wie, a się okazuje że trafiam na specjalistów z danej dziedziny. Czasem są o wiele bardziej przygotowani, niż się spodziewałam.

FG: Promowała pani Gdańsk w czasie badań terenowych w Ekwadorze…

AK: Wtedy byłam studentką kulturoznawstwa na Uniwersytecie Gdańskim i znalazł się sponsor na wyjazd do Ekwadoru. Ja i inne uczestniczki, wzięłyśmy ze sobą między innymi flagę Gdańska. Dostałyśmy też materiały promocyjne miasta. Mamy zdjęcie na równiku, gdzie stoimy właśnie z tą flagą Gdańska.

Dla osób z Ekwadoru, już sama Polska była egzotyczna. Dlatego mówienie o Gdańsku było trudniejsze, aczkolwiek starałyśmy się – pokazując na przykład na mapie, gdzie jesteśmy.

FG: Na czym polega pani działalność w internecie? W przeszłości prowadziła pani bloga…

AK: Razem z koleżanką prowadziłam bloga, ale tylko w czasie pobytu w Ekwadorze. Aktualnie mam swoją stronę przewodnicką. Nie jest to strona, na której jest tylko moja oferta. Jest tam też na przykład zakładka „bezpłatne atrakcje Gdanska” czy zakładka „Muzea w Gdańsku, Gdyni i Sopocie. Bilety wstępu”. Strona jest cały czas uzupełniana i aktualizowana.

Zarządzam też grupą na facebooku: „Muzea w Gdańsku, Gdyni, Sopocie, na Kaszubach, Kociewiu i Żuławach!”. Głównymi odbiorcami są przewodnicy z okolicy i osoby, które pracują w muzeach. To sprawdziło się w czasie pandemii – na bieżąco podawaliśmy na przykład informacje, co jest otwarte. To jest taka typowa strona informacyjna, która naprawdę się sprawdza.

FG: Do czego przydała się pani gedanistyka? Czy było to uzupełnienie tych kilku kierunków, które pani kończyła?

AK: Każdy kierunek do czegoś się przydaje. Studia biznesowe pomagają mi prowadzić stronę, psychologia biznesu pomaga rozmawiać z ludźmi. Hiszpański – pomógł mi z kolei zrozumieć osoby z krajów hiszpańskojęzycznych.

Gedanistyka była uzupełnieniem. Tym bardziej że licencję przewodnika zrobiłam dawno temu. Dla mnie to była szansa na poukładanie wiedzy, odświeżenie. Bardzo się cieszę, że wykładowcy nie byli tylko historykami, ale też badaczami. Często mówili o swoich nowych badaniach archeologicznych, o doktoratach które dopiero powstały. To były wiadomości najświeższe i z pierwszej ręki.